sobota, 28 maja 2016

2 złote z 1792r - kosztowny owoc aukcji WCN 64

Zanim przejdę do szczegółów związanych z monetą, to pozwólcie że najpierw podzielę się garścią swoich przemyśleń o samej istocie aukcji. Uważam, że jedną z najbardziej wartościowych metod pozyskiwania monet do zbiorów jest uczestnictwo w aukcjach uznanych domów aukcyjnych specjalizujących się w sprzedaży numizmatów. Może i nie znam się dobrze na „teorii aukcjonerstwa” ale na swój własny użytek aukcje dzielę na dwie główne kategorie. Pierwszy podział: ze względu na organizatora, na aukcje krajowe i zagraniczne oraz drugi, ze względu na formę licytacji, na aukcje internetowe, stacjonarne oraz mieszane. Kiedyś ten podział i wynikające z niego dla mnie różnice w podejściu do tematu pewnie rozwinę i opiszę w jakimś osobnym artykule. Bo tak jak różnych aukcji na świecie jest wiele co do ilości... to już co do istotności dla kolekcjonera monet okresu SAP tylko nieliczne są warte uwagi, a tym samym warte tego aby o nich coś więcej napisać. Jedną z takich istotnych platform zakupowych monet Stanisława Augusta Poniatowskiego są aukcje organizowane przez Warszawskie Centrum Numizmatyczne.

Jeśli zastanawiacie się czy warto brać udział w aukcjach albo czy ta zabawa jest w ogóle dla zwykłych kolekcjonerów... a nie na przykład dla snobów w białych rękawiczkach, elity intelektualnej, bezdusznych inwestorów czy też jakiś przysłowiowych „leśnych dziadków” – to mówię z całą odpowiedzialnością – aukcje to fajna zabawa dla wszystkich pasjonatów numizmatyki i każdy zapewne znajdzie tam coś interesującego dla siebie. Aukcje maja kilka istotnych zalet i przewag o których należy pamiętać. Przede wszystkim monety przyjmowane do sprzedaży są specjalnie wybrane i sprawdzone. Wyselekcjonowane pod względem stanu zachowania, czyli z reguły wybiera się te najładniejsze i nieczyszczone. Jednym słowem, co do zasady moneta kupiona na aukcji powinna być w ozdoba naszej kolekcji. Druga ważna zaleta, szczególnie dla mniej doświadczonych to fakt, że numizmaty są weryfikowane pod kątem ewentualnych fałszerstw. Zatem możemy mieć w miarę uzasadnioną nadzieję, że na aukcji nie sprzedaje się podróbek i falsyfikatów. Tym mocniejszą, gdyż z reguły domy aukcyjne dają gwarancje oryginalności oraz możliwość zwrotu w wypadku jakiejś wpadki na tym polu. Trzecią moim zdaniem ważna korzyścią zakupów monet na aukcjach jest udokumentowane „dobre pochodzenie” monet przeznaczonych do kolekcji. Tak zwana proweniencja jest ważna, gdy na przykład zdecydujemy się sprzedać element naszej kolekcji, wtedy z pewnością warto powołać się na fakt, że dana moneta pochodzi z aukcji.

Podsumowując ten kolejny przydługi początek w moim wykonaniu, (co wpis łapie się na tym, że proponuje długą grę wstępną… żeby tak było zawsze z dziewczynami ;-)) jeśli ktoś zamierza kupić naprawdę ciekawa i wartościowa monetę SAP to aukcje są praktycznie najlepszym miejscem do tego celu. Miejscem dostępnym na każdą kieszeń, bo przecież drobniejsze srebrne monety są do kupienia już za kilkadziesiąt złotych. Oczywiście jest tez oferta dla ambitnych i majętnych, słowem każdy znajdzie coś dla siebie. Nawet z ciekawości warto wejść na stronę aukcji i zapoznać się z katalogiem w sieci. Monety SAP, które interesują mnie najbardziej - najczęściej i najliczniej występują na naszych krajowych aukcjach, więc kierunek jest oczywisty. Jest kilka liczących się w kraju firm, które prowadzą sprzedaż monet w ten sposób. Dziś zajmę się opisaniem ostatniej aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego (dalej WCN), w której miałem przyjemność brać udział. WCN jest ważnym graczem na krajowym rynku numizmatycznym, podmiotem który w roku organizuje kilkadziesiąt aukcji internetowych oraz kilkanaście mieszanych. Aukcje mieszane, stacjonarno-internetowe maja zwykle bardzo wysoki standard przygotowania zarówno formy jak i treści. Co ważne katalog z monetami, które będzie można licytować, jest dostępny w Internecie ze sporymi wyprzedzeniem, zatem każdy zainteresowany amator numizmatów ma wystarczająca ilość czasu, aby zapoznać się dokładnie z obiektami. Ostatnia aukcja, o której pisze była szczególna. Najważniejsza różnica to taka, że jednego dnia były organizowane dwie jedna po drugiej. Aukcja WCN 64 – nazwijmy ją standardowa, o szerokiej ofercie monet oraz WCN 65 na której do sprzedaży wystawiono zaledwie 61 specjalnie wyselekcjonowanych obiektów westchnień. Ot taka Numizmatyka przez duże NU.

Wracając do monet okresu panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego było ich sporo, ale interesującego mnie srebra nie było jakoś wyjątkowo dużo, raczej standardowa ilość. SAP to w miarę „nowy okres” Polski Królewskiej a przy tym długi, bo ponad 30 letni (1764-1795) więc i monet z tego okresu jest z reguły pod dostatkiem. Katalog aukcji WCN 64 zawierał 66 monet SAP w tym jak już pisałem, wiele ciekawych dla mnie. Moja skromna kolekcja jest w dalszym ciągu na takim etapie, że wciąż jeszcze poszukuje monet, których nie mam a nie lepszych stanów od tych, które już posiadam. Z uwaga przestudiowałem katalog, ucieszyłem się na widok wielu ciekawych pozycji i podjąłem jedynie słuszną decyzje (to nic nie kosztuje), że zapisuje się do aukcji. Po spełnieniu prostych formalności przydzielono mi unikalny numer oraz limit zakupów w wysokości maksymalnie 50 tys złotych. Wysoki limit to podstawa dla komfortowego udziału więc uznałem, że taki limit dla mnie będzie OK i spokojnie wystarczy :)

Teraz przystąpiłem do analizy monet pod kątem mojej kolekcji. Wybrałem 21 z nich i określiłem dla każdej z nich własny, wewnętrzny limit do licytacji, czyli kwotę, do jakiej będę brał udział w zabawie. Dlaczego aż tyle monet i czy było mnie na nie stać? W praktyce planowałem zakup tylko kilku z nich, ale życie nauczyło mnie, że zwykle walka jest zacięta i wiele monet, które chcę kupić przejdzie mi koło nosa z powodu kwot, jakie osiągną. Zatem trzeba planować szeroko, dodawać więcej monet do obserwowanych żeby potem podczas licytacji kiedy sytuacja szybko się zmienia - wiedzieć, na jakiej się skupić by w miarę sprawnie panować nad zakupami. W ferworze licytacji jest różnie, więc trzeba być czujny jak pies podwójny.

Dla mnie aukcje WCN to takie małe kolekcjonerskie święto. Termin aukcji miałem od dawna zaplanowany w kalendarzu. Nadeszła wreszcie TA sobota, na którą z rozmysłem nie zaplanowałem sobie ŻADNYCH obowiązków, chciałem ten dzień w miarę możliwości w większej części przeznaczyć na numizmatyczne doznania. Jak widać nasza pasja tez wymaga poświęceń ;-). Zasiadłem w fotelu już po godzinie 9, odpaliłem lapka i zalogowałem się do aukcji. To była początkowa faza, trwała licytacja monet okresu średniowiecza, którego co prawda nie zbieram, ale który jest niezwykle interesujący więc przyjąłem role obserwatora. Wiedzy nigdy nie za wiele a szczególnie takich ciekawych lekcji historii i sztuki jak ta. Musze przyznać, że dla mnie jest coś magicznego w aukcjach internetowych. Uwielbiam to uczucie, gdy podczas transmisji video siedząc wygodnie ze słuchawkami na uszach - wsłuchuje się w głos prowadzącego licytacje (podziwiam pana Roberta, że może tak cały dzień nadawać), obserwuje zmieniające się ciągi podbijanych stawek oraz śledzę upływający czas czekając ze spokojem na to, która oferta okaże się tą ostatnią - zwycięską. A co chyba najważniejsze – zupełnie gratis oglądam sobie najpiękniejsze wizerunki polskich monet historycznych, szczególną uwagę zwracając na różnorodność treści, piękno rysunku (przyznam, że nie raz surowe w porównaniu z Europą) oraz kunszt artystów, którzy je zaprojektowali i wykonali. Istne małe dzieła sztuki.

I siedziałem zafascynowany jak dziecko w sklepie z zabawkami przez kilka godzin, niespokojnie czekając aż nadejdzie mój czas, czyli licytacje monet SAP. „Jakieś tam” doświadczenie oraz numeracja lotów podpowiadały mi, że jak zwykle okres Stanisława Augusta Poniatowskiego bezapelacyjnie trafi w okolice lunchu i nie wiadomo czy nie będzie przerwy przed licytacja monet SAP. Taka to już niestety karma tego okresu, że jest licytowany miej więcej w środku i często akurat wtedy wypadają przerwy. Irytujące jest to, że organizator nie decyduje się z góry zaplanować i podać do wiadomości, kiedy taka przerwa nastąpi. Rozumiem, że życie pisze różne scenariusze i nawet na aukcji występują nieoczekiwane sploty wydarzeń powodujące opóźnienia, ale IMO nic nie usprawiedliwia faktu, że w ogóle wcześniej nie podejmuje się tego tematu. Być może dla większości pasjonatów jest on mało istotny, ale zapewniam, że istnieje grupa osób (nie tylko czekających na okres SAP), którzy lubią zaplanować sobie przerwy w tym tą najważniejszą na obiadek. Sztuka nie sztuka, ale zjeść coś trzeba. Nie pomyliłem się – nadziałem się na 40 minut przerwy ale byłem przygotowany.

Wracając do licytacji - w efekcie z 21 obserwowanych monet wziąłem udział w licytacji 10 z nich. Ceny pozostałej 11 szybko poszybowały powyżej mojego limitu, który dla własnej satysfakcji nazwałem „zdrowym rozsądkiem”, więc odpuściłem te tematy mierząc siły na zamiary i koncentrując siły i środki na pozostałych monetach w ofercie. Aktywnie licytowałem 10 monet, wygrałem 3 z nich i to mój rekord, jeśli chodzi o ilość wygranych licytacji. Łyżka dziegciu w beczce miodu był smutek, kiedy zdałem sobie sprawę ilu dziś cudnych monet nie udało mi się zdobyć. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, przecież aukcje WCN (i inne też) są organizowane regularnie co kwartał i jeśli nie będzie końca świata to zamierzam w kolejnych znów rujnować swój budżet ;-).
Co konkretnie kupiłem? Otóż nabyłem drogą twardej jak skała licytacji takie pozycje jak: nr 646 dwuzłotówkę w stanie I-/II+ za 1700 złotych (drogo) oraz dwie 6-cio groszówki z drugich stanach zachowania nr 658 za 360 zł i nr 660 za 380 złotych. Oczywiście do tych cen należy dodać prowizję oraz ewentualny koszt wysyłki. Te nowe sześciogroszówki były z jednego roku, który opisze w oddzielnym artykule, w którym scharakteryzuje cały rocznik 1794. A teraz zajmę się najdroższym nabytkiem tego dnia, dwuzłotówką z 1792r.

Poniżej opisując odmianę 27.f prezentuje zdjęcia mojej monety z aukcji (dla zainteresowanych bardziej link aukcja WCN 64 ). Ciekaw jestem opinii co do oceny stanu, czy są podstawy żeby ocenić ją aż na stan I-? Pytanie nie bez kozery, ponieważ na forach numizmatycznych pojawiło się w czasie aukcji kilka głosów (na przykład na tym:forum monety.pl ) poddających w wątpliwość oceny stanu zachowania niektórych okazów. Zdaniem autorów tych postów, można było odnieść wrażenie, że z nieznanych przyczyn oceny kilku monet były zawyżone. Oczywiście zdjęcia mimo tego, że wyraźne zwykle nie oddają faktycznej urody monety, więc osobiście jestem ostrożny z wydawaniem tego typu osądów. Pracuje w tzw. otoczeniu konkurencyjnym i wiem ile problemów może wyrządzić rzucenie cienia, na jakość oferty konkurencji, więc w swojej ocenie raczej kieruje się faktami (szanując w miarę rozsądku opinie innych osób). No i po co to pisze? Niestety muszę szczerze przyznać, że byłem trochę zawiedziony stanem tej monety. Być może nastawiałem się za bardzo, bo spodziewałem się, że moneta oceniona na I- będzie bliska ideałowi. Okazało się, że zbyt wiele oczekiwałem. Może nie jestem uznanym ekspertem (OK. nie jestem żadnym ekspertem) od oceny stanów monet i "grajdingu" (tfu tego to akurat nie lubię), ale wierzcie mi, że w moim domu nie ma nikogo lepszego ode mnie. Jak dla mnie ocena I- dla tej monety jest trochę „wyidealizowana”. Coś w ten deseń jak w „Misiu” Stanisława Barei, w scenie w której partyjny-Pan-minister na XXX piętrze Pałacu Kultury odbiera od Rysia Ochódzkiego (znów ten Staszek Tym) puchar dla swojego wnuczka na zachętę „za zajęcie 1 miejsca” (mimo tego że wnusio żadnego sportu jeszcze nie uprawia). Coś mi się widzi, że moja dwójka SAP tez „zajęła to 1 miejsce” :-) Jaki z tego morał ? Planując poważne zakupy na aukcji monety powinno się fizycznie obejrzeć przed licytacją. Jest taka możliwość i jak widać nieraz rzeczywiście warto z niej skorzystać, żeby po fakcie, kiedy wygramy licytacje jedynym zmartwieniem była ewentualnie wysoka cena na jaką się szarpneliśmy.

Dobrze a teraz szczegóły dotyczącej tego nominału, rocznika i odmian, jakie wystepuja. Dwuzłotówka z 1792 roku wybita została w sporym nakładzie, bo aż 1,6 MLN sztuk (to trzeci co do wielkości nakład dla tego nominału w okresie SAP). Moja moneta to popularna odmiana z literami E.B. na rewersie (znak zarządcy mennicy Efraima Brenna), która została opisana w katalogu Parchimowicza i Brzezińskiego, jako odmiana 27.f z rzadkością występowania R. W tym samym roczniku opisano jeszcze drugą odmianę z literami M.V. (Moneta Varsoviensis, czyli praktycznie oznaczenie mennicy warszawskiej) na rewersie. Ta druga odmiana jest nieco rzadsza od mojej, opisana została w wyżej wspomnianym katalogu, jako 27.f1 z rzadkością R1.
  1. 27.f – odmiana z litermi E.B. na rewersie
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy 41 ¾ MARCA (E.B. / 8. GR.) PURA COLON: 17 – 92.
Inne katalogi: Plage 344, Kopicki 2421, Parchimowicz 1223.f



  1. 27.f1 – odmiana z literami M.V. na rewersie
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy 41 ¾ MARCA (M.V. / 8. GR.) PURA COLON: 17 – 92.
Inne katalogi: Plage 345, Kopicki 2422, Parchimowicz 1223.g













Na zakończenie dodam, że jestem bardzo zadowolony z moich nabytków podczas tej aukcji. Ocena stanu jest ważna ale podstawowa wartością jest to, że moja dwuzłotówka jest piękną monetą w doskonałej kondycji. Mam taką zasadę, która być może przyda się początkującym kolekcjonerom – otóż, monety z popularnych roczników o wysokich nakładach, które są w miarę łatwo osiągalne i nie uzyskują kosmicznych cen, staram się zbierać TYLKO w bardzo dobrych stanach. Jako bardzo dobre określam minimum stan zachowania dwa minus. Moim zdaniem nie ma, co kupować monet zniszczonych obiegiem (niektórzy napiszą „wzbogaconych przez pokolenia”), jeśli są w zasięgu naprawdę ładne sztuki i warto nieraz chwile poczekać żeby pozyskać taką piękną sztukę.

Na sam koniec wspomnę tylko o drugiej aukcji tego samego dnia – specjalnej aukcji WCN 65 określonej, jako „kolekcja jubileuszowa”. Były tam same najpiękniejsze monety i w śród nich nie zabrakło monet z okresu SAP – wystawiono 3 sztuki. Ja jednak już tam nie licytowałem z racji tego, że jedyna srebrna moneta z tej trójki to historyczny talar targowicki, który szczęśliwie już jest ozdobą mojej kolekcji. Osobnym tematem jest katalog tej aukcji, któremu z racji formy i wartości, poświęcę osobny post w rozdziale „Literatura”. Znów się rozpisałem….
Pozdrawiam każdego, kto doczytał do końca ;-)

Żródłem zdjęcia odmiany 27.f1 jest archiwum WCN.

niedziela, 22 maja 2016

Srebrne 10 groszy miedzianych z 1790 roku

Dziś zajmę się z pozoru mało ciekawym, bo najpopularniejszym rocznikiem 10-cio groszówki Stanisława Augusta Poniatowskiego z roku 1790. Nakład tej monety w roku 1790 był najwyższy ze wszystkich lat jej występowania i według danych z mennicy warszawskiej wynosił 1,1 miliona egzemplarzy. Co wiec może być w tej pospolitej monecie taki ciekawego żeby od niej rozpocząć cykl o monetach SAP na moim blogu? Otóż tak się złożyło, że dla amatorów okresu SAP to ekstremalnie ciekawa moneta i o tych właśnie „ciekawostkach” napisze w dalszej części tego wpisu.

Pierwszą ciekawą historią jest sama geneza powstania monet 10 groszowych. Kiedy Stanisław August Poniatowski zdecydował w 1766 roku, że nowa polska moneta będzie piękną i wartościową nie spodziewał się na pewno jakie starty dla finansów państwa spowoduje ta decyzja. Piękna i bardziej wartościowa względem sąsiednich państw polska moneta była w hurtowych ilościach skupowana i wywożona za granicę. Następnie była masowo przetapiana a mennice naszych sąsiadów produkowały monety o niższej (standardowej) zawartości srebra. Dodatkowo Prusy rządzone przez króla Fryderyka II wyspecjalizowały się w fałszowaniu polskiej monety, przetapiały pełnowartościową i wybijały podróbki, które następnie były wprowadzane w Polsce do obiegu. Istna mennicza masakra piłą mechaniczną. Król wiele lat tolerował (w swojej bezsilności) i pokrywał straty z funduszy którymi dysponował. Jednak nie mogło to trwać wiecznie i dnia 15 marca 1787 powołano nowy system monetarny w którym zrównano polską stopę menniczą z pruską. W tym czasie w naszej części Europy odczuwało się znaczny deficyt srebra, przez co popularność, jako materia do produkcji monet zyskiwała bardziej pospolita miedź. Tym samym monety złote i srebrne były w defensywie a podczas transakcji gminu głównie obiegały monety miedziane. Faktem jest, że miedź była zawsze mniej warta od srebra, więc jeśli trzeba było za coś zapłacić więcej (ceny rosły) to ciężar miedzianych moniaków bywał problemem zarówno dla kupującego jak i sprzedawcy. Wprowadzono, zatem nowy nominał monet – małą monetę srebrną o wartości 10 groszy miedzianych. Katalogowo moneta ta posiadała lichą próbę srebra 0,3750 i wagę 2,49 grama. W tym przypadku bardzo ważne jest to określenie „10 groszy miedzianych”, bowiem moneta rzeczywiście była warta 10 groszy miedzianych, ale to dawało zaledwie 4/3 grosza srebrnego. Dopiero trzy takie 10-cio groszowe monety dawały w sumie jedną złotówkę (złotówka wówczas była wartości 4 grosze srebrne). System monetarny oparty w połowie na monetach miedzianych a w połowie na srebrnych i złotych może nam się wydawać trochę skomplikowany. Faktem jest, że paradoksalnie nasza nowa 10 groszowa moneta była mniej warta niż moneta 2 srebrne grosze (półzłotek) wybita rok wcześniej w 1786 roku.

Druga ciekawostką jest fakt, że była to pierwsza srebrna moneta obiegowa Stanisława Augusta Poniatowskiego, której napisy zostały wykonane w języku polskim. Tym samym po wiekach, podczas, których na naszych monetach królowała niemal wyłącznie łacina wchodzimy naszą bohaterską 10-cio groszówką w epokę języka ojczystego. Napis na awersie STANISLAUS AUG.D.G.REX.POL.M.D.L. zastąpił polski odpowiednik STAN:AUG:Z.B.L.KROL POL:W.X.L (Stanisław August z Bożej Łaski Król Polski, Wielki Książe Litewski). Napis na rewersie, który na 2 groszówkach z 1786r brzmiał jeszcze 2.GR. / CLX.EX / MARCA / PURA COL. / otrzymał rodzima formę *10* / GR:MIEDZ / 250 ½ / Z GRZ:KOL / (10 Groszy Miedzianych 250 ½ sztuk z Grzywny Kolońskiej). To był naprawdę przełom i dla samego udokumentowania tego faktu warto mieć, chociaż jeden egzemplarz w swojej kolekcji.

A teraz skaczemy o 3 lata i przechodzimy do interesującego nas dziś rocznika 1790. Tak jak napisałem już powyżej jest to rok w którym nakład był najwyższy, stąd monetę traktuje się jako popularną, stosunkowo niedrogą i w literaturze nie przyznaje się jej żadnego stopnia rzadkości. Dotychczas w najpopularniejszych katalogach okresu SAP, ten typ monety i rocznik opisywano jedynie, jako jedna odmiana - oznaczona np. w katalogu Plage jako 235, u Kopickiego 2291 a u Parchimwicza 1215.d. Postęp uzyskaliśmy dopiero w najnowszym katalogu Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego autorstwa Parchmowicza i Brzezińskiego, którzy wyróżnili już dwie odmiany tej monety: główna odmiana „z kropka po dacie 1790” opisana jako 18.d oraz druga „bez kropki po dacie” opisana, jako 18.d1. Jeest moc, 100% wzrostu vs Plage i dwie monety do zbioru zamiast jednej ;-)

Ale zadajmy sobie pytanie: czy to możliwe żeby w tych czasach, przy tym poziomie sztuki menniczej, w roczniku o rekordowym nakładzie moglibyśmy mieć do czynienia tylko z dwoma odmianami? A jeśli jest ich więcej, to jak je znaleźć, jak rozkłada się ich popularność i które odmiany są bardziej powszechne a które mniej i przez to teoretycznie cenniejsze? Otóż dla poszukiwaczy odmian to doskonały materiał do badań, które właśnie zakończyłem i ich wnioski przedstawię poniżej.

Zacznę od tego, że po zbadaniu dostępnych mi egzemplarzy (w naturze oraz w Internecie), na próbie 108 sztuk monet tego rocznika – wyróżniłem aż pięć odmian 10 groszy z 1790 roku. Sam jestem szczęśliwym posiadaczem czterech z nich i już tylko jednej mi brakuje do kompletu. Ok. a teraz skoro jest kwerenda, to musi być charakterystyka każdej z odmian oraz dane ilościowe. Poniżej przedstawiam szczegółowe rezultaty. Do każdej odmiany dodałem zdjęcie, numer odmiany, opis legendy z uwzględnieniem różnic pomiędzy odmianami (kolor czerwony).
  1. 18.d – odmiana z kropką po dacie i kropką po POL
Awers napis otokowy STAN:AUG:Z.B.L.KROL POL.W.X.L.
Rewers w 6 liniach *10* / GR:MIEDZ / 250 ½ / Z GRZ:KOL: / 1790. / E.B.
W katalogu z 2016r jest błąd w opisie awersu - POL:
  1. 18.d1 – odmiana bez kropki po dacie i z dwukropkiem po POL
Awers napis otokowy STAN:AUG:Z.B.L.KROL POL:W.X.L.
Rewers w 6 liniach *10* / GR:MIEDZ / 250 ½ / Z GRZ:KOL: / 1790 / E.B.
I na tym kończą się nam pozycje opisane w najnowszym katalogu i płynnie przechodzimy do nowych nieopisanych wcześniej odmian.
  1. 18.d2? – moja – odmiana z kropką po dacie i dwukropkiem po POL
Awers napis otokowy STAN:AUG:Z.B.L.KROL POL:W.X.L.
Rewers w 6 liniach *10* / GR:MIEDZ / 250 ½ / Z GRZ:KOL: / 1790. / E.B.
  1. 18.d3? – moja - odmiana bez kropki po dacie i bez dwukropka po GR
Awers napis otokowy STAN:AUG:Z.B.L.KROL POL:W.X.L.
Rewers w 6 liniach *10* / GR MIEDZ / 250 ½ / Z GRZ:KOL: / 1790 / E.B.
  1. 18.d4? – moja - odmiana bez kropki po dacie i z kropka po POL
Awers napis otokowy STAN:AUG:Z.B.L.KROL POL.W.X.L.
Rewers w 6 liniach *10* / GR:MIEDZ / 250 ½ / Z GRZ:KOL: / 1790 / E.B.



Podsumowując mamy dwie odmiany z kropką po dacie i trzy bez kropki po dacie. A teraz kolejny ciekawy aspekt, jak wygląda ich rzadkość występowania ? Otóż, do analizy ilościowej wykorzystam skalę rzadkości dla polskich monet królewskich/historycznych opracowaną przez Emeryka Hutten-Czapskiego. Skala ta jest do dziś z powodzeniem wykorzystywana w najpopularniejszych katalogach monet polskich.


SKALA RZADKOŚCI MONET w sztukach
R* = 1
R8 = 2-3
R7 = 4-6
R6 = 7-25
R5 = 26-120
R4 = 121-600
R3 = 601-3 000
R2 = 3 001-15 000
R1 = 15 001-80 000
R = 80 001-400 000
BRAK = POWYŻEJ 400 000


Badając popularność odmian naszej 10 groszówki z 1790 roku, odniosę się do danych zebranych z przebadanych przez mnie 108 sztuk tej monety występujących w sprzedaży w XXI wieku. Otóż w grupie 108 sztuk zaobserwowałem, co następuje:

1.Odmiana 18.d – 14 sztuk (13,0% z 108 sztuk)
   Odnosząc do całego nakładu 1 100 000 * 13,0% = 142 593 sztuk = rzadkość R

2.Odmiana 18.d1 – 76 sztuk (70,4% z 108 sztuk)
   Odnosząc do całego nakładu 1 100 000 * 70,4% = 774 074 sztuk = bez stopnia rzadkości

3.Odmiana 18.d2? – 6 sztuk (5,6% z 108 sztuk)
   Odnosząc do całego nakładu 1 100 000 * 5,6% = 61 111 sztuk = rzadkość R1

4.Odmiana 18.d3? – 4 sztuk (3,7% z 108 sztuk)
   Odnosząc do całego nakładu 1 100 000 * 3,7% = 40 741 sztuk = rzadkość R1

5.Odmiana 18.d2? – 9 sztuk (8,3% z 108 sztuk)
   Odnosząc do całego nakładu 1 100 000 * 8,3% = 91 667 sztuk = rzadkość R


Podsumowując, jak udowodniłem powyżej istnieją więcej niż dwie odmiany tej interesującej monety, co więcej są wśród nich odmiany rzadkie, których warto poszukiwać i posiadać w swoich zbiorach. Dodatkową ciekawostką na zakończenie wpisu niech będzie fakt, że przystępując do badania wiedziałem tylko o czterech odmianach i dopiero na etapie szczegółowej analizy zebranego materiału wyodrębniłem tę piątą odmianę i .... teraz będę jej poszukiwał więc proszę o fory podczas aukcji :-).

wtorek, 17 maja 2016

Recenzja najnowszego katalogu monet SAP.

"MONETY STANISŁAWA AUGUSTA PONIATOWSKIEGO" 
Autorzy: Janusz Parchimowicz / Mariusz Brzeziński 
Wydanie I, 2016.

Najnowszy katalog... a właściwie jak w przedmowie napisał autor "monografia-encyklopedia monet Stanisława Augusta Poniatowskiego" jest pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika i kolekcjonera numizmatów z tego okresu.
Ponieważ jestem fanem tej pozycji to już na wstępie zaryzykuje tezę, że w moim przypadku zbieranie monet i ich odmian dzielę już sobie na dwa okresy: "przed TYM katalogiem" i "po TYM katalogu". W miarę adekwatnym określeniem mojego stanu uwielbienia będzie porównanie, że wydanie tej pozycji jest jak postęp i „pozytywna zmiana” jaką wniósł okres SAP do historii polskiego mennictwa.


Pierwsze co rzuca się w oczy po zakupie i rozpakowaniu to duży format, ładna forma, twarda oprawa no i naprawdę duuuża waga – można rzec „opasły tom”. 

Prawdziwa „Biblia” dla kolekcjonerów, pozycja napisana przystępnym językiem, można nawet ja określić jako popularno-naukowa.
W spisie treści autorzy bardzo czytelnie prezentują poszczególne części obiecując doskonałą lekturę. 

Co my tam mamy?
Najpierw mamy krótki rys historyczny epoki SAP a potem ponad 20 stron przewodnika po katalogu zawierającego wszystkie najważniejsze terminy, opisy, tabelki i zestawienia. Już to samo wprowadzanie do katalogu naprawdę nieźle systematyzuje wiedzę i sprawia , że w jednym miejscu mamy dostępne prawdziwe kompendium wiedzy numizmatycznej tego okresu. Dalej jest tylko lepiej. 17 rozdziałów z których każdy poświęcony został innemu typowi monety. Mamy tu wszystko - od miedzianych szelągów, przez monety srebrne i złote aż do próbnych, miejskich a na końcu jest nawet rozdział poświęcony (to w końcu Biblia) oficjalnym replikom monet. Nic dodać nic ująć – prawdziwie całościowe podejście.

Jednym z kluczowych elementów każdego katalogu jest nomenklatura czyli numeracja, układ i opis monet oraz wyodrębnienie maksymalnie wielu odmian i typów. Przyznam, że dla mnie zaproponowany system był sporą nowością. Wcześniej używałem katalogu Karola Plage z 1913 roku ! (od tego czasu nic lepszego na rynku moim zdaniem nie było) i potrzebowałem chwili żeby się przystosować do tej zmiany podejścia. Numer określa typ monety, następująca po nim litera opisuje rocznik a kolejna liczba odmianę w ramach rocznika (jeśli istnieje). I stąd np. takie "1.b1" to nic innego jak szeląg z 1767 w odmianie „z wyższym monogramem”.
Muszę przyznać, że szybko doceniłem potencjał jaki posiada ten sposób opisu monet i szczególnie dla takich kolekcjonerów jak ja, którzy aktywnie poszukują odmian jest to rozwiązanie wręcz idealne. Dzięki temu można bezkolizyjnie dodawać kolejne odmiany nie burząc struktury całego katalogu. Czyli jak ktoś znajdzie np. szeląga z 1767 w odmianie „bez korony” (chyba takiego to jednak nie ma....) to pierwszy wolny numer żeby zaklasyfikować i nazwać tę nową odmianę na dziś to "1.b3". Proszę zauważyć ile miejsca pozostaje na odkrycia nowych odmian np do "1.b99" :-).
Monety są bardzo dobrze opisane, maja duże i wyraźne zdjęcia. Bez wątpienia wysokiej jakości, kolorowe zdjęcia są kolejnym mocnym punktem tej pozycji. Każda odmiana opisana jest dokładnym komentarzem z konkretnym wyszczególnieniem różnicy od standardu, która sprawiła, że zaliczamy ją jako nową odmianę. Ciekawym rozwiązaniem są zdjęcia porównawcze, np. złotówka z 1767 roku ma 5 opisanych odmian z których 4 różnią się orłami (między innymi) i w katalogu mamy obok siebie 4 zdjęcia tych orłów z zaznaczonymi różnicami. XXI wiek ma swoje zalety !

Co jeszcze ? 
Nie wspomniałem o bardzo ciekawej części poświęconej pruskim fałszerstwom. Pierwszy raz spotykam się z tak dobrze opisanymi falsyfikatami (z niektórymi będę wkrótce polemizował) a dodatkowo w katalogu te monety również zostały zaliczone jako normalne odmiany, które mają swoje miejsce w historii tego okresu.

Co by tu nie pisać jest to jednak katalog, który z racji swojej zawartości powinien  być przygotowany do częstego użycia (ja wertuję go codziennie). Zatem bardzo ważna jest jakość książki a szczególnie solidne zszycie stron. Przy takich gabarytach, strony które nie są porządnie przytwierdzone mogą po jakimś czasie się pourywać. W przypadku tej książki trudno jeszcze stwierdzić jak się zachowają kartki, co prawda szycie wygląda solidnie, po miesiącu intensywnego używania wszystko jest OK i nie widać żadnych śladów zużycia. Czas pokarze jak z tym jednak będzie.

Wiele już napisałem o zaletach, to może teraz trochę o obszarach, które bym poprawił.
Po pierwsze cena, 450 złotych to kwota zaporowa dla wielu miłośników. Ja co prawda osobiście nie żałuje żadnej wydanej złotówki (w końcu napisałem, że Biblia to teraz mi nie wypada) ale wiem, że wielu kolekcjonerów, szczególnie tych dla których ten okres jest jednym z wielu które zbierają – by kupić coś w tej cenie musi być przekonanych o słuszności swojego wyboru. Mam nadzieję, że moja recenzja przyśpieszy jedynie słuszną decyzje bo w tym przypadku naprawdę warto.
Druga sprawa jaką bym poprawił w kolejnym wydaniu to „nierówne traktowanie” monet z przebitą datą jako odmiany. Jest oczywiście w tym katalogu kilkanaście przykładów opisu takich monet ale z drugiej strony równie wiele monet brak, w tym znanych i w miarę popularnych przykładów jak np. złotówka 1788 z przebita datą 1787. Zmotywowało mnie to do tego by w przyszłości na blogu zaprezentować kilka takich nieopisanych odmian... i nawet własnoręcznie przydzielę im odpowiednią numeracje według obowiązującej w tej książce nomenklatury.
Trzecia rzecz do jakiej mogę się przyczepić to to, że pomimo ogromu opisanych odmian i wariantów (ciekawe ile tego tu jest) zauważyłem że temat jeszcze nie jest wyczerpany. Tylko na podstawie mojej niewielkiej kolekcji wiem, że istnieje jeszcze sporo odmian których zabrakło. I znów pole do popisu dla mnie (i pewnie dla wielu innych kolekcjonerów-poszukiwaczy) aby to opisać i uzupełnić.
Więcej "grzechów nie pamiętam" i w moim mniemaniu nie ma się już więcej do czego przyczepić.

Podsumowując, to najlepszy polski katalog z jakim się kiedykolwiek zetknąłem i jego autorom należą się podziękowania za wysiłek oraz mój dozgonny szacunek. Każdy, kto wcześniej tak jak ja, korzystał do opisu swojego zbioru z katalogów Plage lub Kamiński/Kopicki przeżyje szok i po chwili uzna, że spełniły się jego modlitwy i marzenia o pięknym, nowoczesnym i szczegółowym katalogu z wielką ilością dobrych zdjęć. Dla niezdecydowanych dodam, że więcej szczegółowych zdjęć tego katalogu znajdziecie np. na aukcjach allegro, np użytkownika GNDMpl takich jak ta aukcja.
Na koniec pozdrawiam każdego kto doczytał do tego momentu.

poniedziałek, 16 maja 2016

Poniatowski i erupcja pewnego wulkanu.

Znamy się mało....
To pierwsze zdanie na blogu pochodzi z kultowej sceny z filmu Rejs, w której Stanisław Tym po raz pierwszy publicznie staje przed uczestnikami rzeczonego (rzecznego) rejsu i zagaja do nich z wrodzoną nieśmiałością/naiwnością/wdziękiem troglodyty (niepotrzebne skreślić). Uwielbiam tę scenę i przyznaje się bez bicia, że lubię czasami użyć tych słów zaczynając swoją pierwszą wypowiedź szczególnie w towarzystwie, którego jeszcze dobrze nie znam. Odpowiednio wyartykułowane, dodaje mi na wstępie pewności siebie a dodatkowo zazwyczaj działa rozluźniająco na atmosferę i od razu stawia mnie w uprzywilejowanej pozycji „gościa z poczuciem humoru”, – co z resztą oddaje trochę mój charakter. Tak, że teraz już dalej piszę "na pewniaka".

A teraz po tym przydługim wstępie napiszę skąd u mnie w ogóle pomysł na blog, dlaczego chcę siebie i Was fatygować umysłowo w wolnym czasie oraz czym tak naprawdę mam zamiar się tu zajmować.

Pomysł rodził się powoli i systematycznie, to było coś, co mogę porównać do wybuchu uśpionego wulkanu. A erupcję tą wyobrażam sobie (nie jestem geologiem amatorem), jako zakończone z przytupem odwieczne zmaganie podziemnych żywiołów z których w wyniku nagłego zaburzenia równowagi sił rodzi się ogromna energia, która natychmiast musi znaleźć drogę ujścia na powierzchnie. Jak mawiał znajomy wulkanizator - ciśnienia panie nie oszukasz.  Tak właśnie z racji moich pasji oraz z braku możliwości wypowiedzenia się o nich "na bieżąco", zrodziła się idea żeby coś z tym zrobić. Idea, która nakazała mi najpierw się trochę przygotować, poszperać w necie by sprawdzić, jakie są aktualnie standardy, możliwości i wymagania a następnie popchnęła mnie na krawędź krateru... Wulkan zrobił BUM! i tak w skrócie właśnie powstał ten blog. 

Zaskoczony Król Poniatowski chroni swoje fanty przed erupcją wulkanu ;-
Istnieje wiele spraw, zagadnień oraz tematów, którymi się interesuje i na wiele z nich mam swoje zdanie. Jest jednak jedna pasja, która jest nadrzędna wobec pozostałych i która będzie głównym motywem przewodnim tego bloga. Oczywiście to polskie mennictwo drugiej połowy XVIII wieku za panowania „ostatniego” króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego. Pewnie wielu z Was pomyślało teraz coś w stylu: „sporo facet potrzebowałeś czasu żeby wreszcie przejść do tematu - tytuł bloga nam go przecież zdradził” …i rzeczywiście to nie pomyłka, tak będzie tu coś pisane o monetach, będzie tu pisane o mennictwie, skrobnę coś o kontekście historycznym tego okresu a wszystko to chce okrasić zdjęciami.

Konkretnie to, co interesuje mnie najbardziej to srebrne monety koronne SAP. Monety bardzo różne: małe i duże, grube i cieniutkie blaszki, legalne i falsyfikaty, ładnie zachowane i te trochę nadgryzione zębem czasu.  Piękno tych numizmatów postaram się pokazać na tym blogu najlepiej jak potrafię. Jak napisałem "monety koronne" to powinienem jeszcze dodać że "raczej te obiegowe" co oczywiście znaczy, że będę analizował głównie produkty mennicy w Warszawie w latach 1766 - 1795. Planuję też te monety w miarę profesjonalnie opisać oraz co najważniejsze pokazać nieopisane wcześniej w literaturze odmiany by docelowo stworzyć spójny katalog tych odmian. 
Pomimo lekkiego tonu tego posta, podchodzę do tego zagadnienia całkiem poważnie i czuję nawet lekkie ciśnienie (znów ten wulkan!) żeby to porządnie zrobić. Dodatkowo mam zamiar publikować także różne ciekawostki z epoki króla Stanisława oraz chce dzielić się swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami (np. recenzje literatury i opisy aukcji) z dziedziny szerzej pojętej numizmatyki.
Taki jest mój plan "na dziś" na samym wstępie przygody z pisaniem bloga. Wszystko to powoli ma zapełniać strony tego bloga i mam nadzieję, że z czasem uda mi się stworzyć tu na tyle ciekawe środowisko, że zainteresuje kogoś tym tematem i zasłużę na regularnie odwiedziny.

Na koniec (mojego początku) muszę jeszcze ostrzec i napisać - to jest mój pierwszy blog, stąd nie jestem jeszcze zaawansowany technicznie a układ bloga pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Nie mogę tego tak po prostu zaakceptować i w trakcie pisania będę pracował nad uzyskaniem pożądanej formy. Z góry przepraszam za wszelkie niedogodności i przyszłe zmiany, które będę tu wprowadzał.