niedziela, 28 sierpnia 2016

O złotówce 1789 bez pochopu, czyli autor na błędnych drogach numizmatyki

Witam serdecznie amatorów mennictwa Stanisława Augusta Poniatowskiego w ten upalny sierpniowy dzień. Jak w tytule, dziś sprawa będzie o bardzo popularnym nominale w roczniku o w miarę sporym nakładzie. Liczę, zatem po cichu, że być może wielu z czytających moje wypociny posiada już taką monetę w swoich zbiorach lub przynajmniej ma w planie ją kiedyś zdobyć. Jednym słowem można rzec, że złotówka z 1789 roku to dostępna moneta o sporym potencjale kolekcjonerskim; -) Tyle wstępu. Tytuł wpisu obiecuje cos jeszcze, ale o tym… „potym” J Tak jak napisałem powyżej, dzisiejsza moneta zalicza się do typu „znane i lubiane”, ale czy prawidłowo i dokładnie opisane? To ważne pytanie, więc dla pseudo-badacza-amatora i poszukiwacza wariantów otwiera się pole do popisu. Na początek zobaczmy czy nie wyważamy już otwartych drzwi i zerknijmy do literatury.  Przekonajmy się, co o naszej dzisiejszej bohaterce na przestrzeni dziejów mówią znane i popularne katalogi monet SAP. Otóż, co może dziwić…raczej niewiele i mało ciekawie. Czy zatem nie ma, o czym pisać?  

Karol Plage w swoim dziele z 1913 roku „Okres Stanisława Augusta w historii numizmatyki polskiej” wymienia 4 grosze srebrne (złotówkę) z 1789 roku pod pozycją 297. Wygląd monety został dokładnie opisany a sam numizmat pokazany na rysunku i nie notuje żadnych odmian i wariantów. Idźmy dalej w przeglądzie biblioteczki. Drugi w kolejności moich katalogów - pozycja z 1976 roku autorstwa duetu Kamiński/Kopicki. Pod pozycją 212 opisana jest nasza złotówka. Oprócz informacji dostępnych u Plage mamy dodatkowo bardzo ważne dla kolekcjonerów dane metryczne oraz szacunki rzadkości i cen. Wiemy, więc, że 4 grosze z 1789 roku powinno posiadać średnicę 26 mm i wagę 5,3 grama. Dalej mamy informacje, że rant (obrzeże) monety jest skośnie karbowane. Dodatkowo nasza wiedza powiększa się o informacje, że moneta w tym roczniku jest popularna i „nie załapała” się na żaden stopień rzadkości a jej cena w okresie wczesnego Gierka wynosiła 300 złotych (tego nawet ja nie pamiętam). Nie ma zdjęć (nie, no fotografia to już wtedy istniała…) – znów jest rysunek, który po pobieżnej analizie trzeba uznać za żywcem przekopiowany z katalogu Plage, – zatem na polu wizualizacji odnotujmy brak postępu w czasach PRL. Obiektywnie jednak trzeba przyznać, że od czasów Plage jednak jest spory postęp, pojawia się wiele przydatnych amatorom monet informacji, więc luz i sięgnijmy dalej. Kolejna pozycja to katalog „Monety Polskie od Władysława IV, do 1916”, którego autorem jest Janusz Parchimowicz. Posiadam wydanie II z roku 2008, więc praktycznie można się spodziewać informacji na poziomie XXI. Po raz pierwszy pojawiają się zdjęcia, co prawda rozdzielczość i wielkość jest słaba, ale to duża zmiana versus ryciny. Niestety pozycja jest mocno przekrojowa, zawiera wielu władców i okresy ich mennictwa, stąd, jako amator czasów SAP jestem rozczarowany brakiem zdjęcia poszukiwanej złotówki (jest zdjęcie podobnej z 1790 roku). W zamian autor dodaje kolejne informacje, których nie znajdziemy w wyżej opisanych pozycjach. 4 grosze z roku 1789 oznaczone zostało, jako pozycja 1220.c (nie pytajcie, dlaczego bo to nie jest prosty temat…). Po pierwsze mamy nakład monety, zatem wiemy, że wybito 820 276 egzemplarzy. Mamy dane o stopie metalu użytego do produkcji – Ag 550. A na dodatek otrzymaliśmy dane o cenach monet w zależności od stanu zachowania. Ciekawą informacją jest, że nasza złotówka z racji mniejszego nakładu niż roczniki nieznacznie starsze i te nieco młodsze została wyceniona o 100 złotych drożej (w II stanie zachowania). Czy jest to użyteczna informacja, raczej psychologiczno teoretyczna ale warta odnotowania bo pojawia się po raz pierwszy. Na koniec nasz aktualny „okręt flagowy” – dzieło „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” duetu autorów Parchimowicz/Brzeziński. Jak wiadomo, to książka z tego roku, więc może tu znajdziemy jakieś informacje o odmianach/wariantach naszej złotóweczki. Otwieramy na stronie 219 i widzimy niestety, że nic nowego tam dla nas nie ma. Oczywiście nie całkiem. Tym razem znajdziemy nasze 4 grosze z 1789 roku pod pozycja 22.c i pierwsze, co rzuca się w oczy to doskonałe zdjęcie monety (innych monet też, to bardzo silna strona katalogu-albumu). Możemy, zatem sobie dokładnie zobaczyć wzorcowa monetę z tego rocznika i jak mamy swoją (lub inną, np. z internetu) to porównać z wzorcem. Co nowego oprócz zdjęć na miarę XXI wieku? Otóż, jeśli chodzi o nasza monetę, to niewiele. Mamy dane o wyniku aukcji monety w tym roczniku, jest info o stanie zachowania i uzyskanej cenie – ta wiedza, przyznam może rozpalić w nas fantastyczne wizje o przyszłych przychodach oraz zgubne mniemanie o wartości naszej kolekcji, (jeśli dotyczy).  Wracając jednak do meritum, to mamy całkowity brak informacji o wykrytych odmianach i wariantach. Zatem najnowsza wiedza katalogowa stoi na straży zdania, że złotówka w roczniku 1789 roku na każdym z 820 276 egzemplarzu wygląda jednakowo. 

Stad pojawiają się pytania: „jak jest naprawdę?” oraz „czy autor pisałby posta na blogu, jeśli by czegoś nowego nie chciał pokazać?”. Otóż tak właśnie jest. My badacze odmian i wariantów mennictwa SAP mamy w tym roczniku złotówki naprawę wiele do odkrycia. Zatem co idzie na pierwszy ogień? Na początek rzeczy podstawowe. Mamy XXI wiek (powtarzam się, wiem) i nie jest żadna tajemnicą, że praktycznie każdy zainteresowany może sobie odpalić internet i samemu porównać większość monet. Jak ktoś z autorów przyszłych katalogów chciałby to zrobić, to z pewnością dojdzie do wniosku, że dosyć popularnym wariantem złotówki z 1789 roku jest przebicie daty z rocznika 1788. Trudno stwierdzić, dlaczego autorzy najnowszego katalogu wybiórczo potraktowali przebicia dat monet SAP. Wiele z nich zarejestrowali i pokazali na pięknych zdjęciach, jednak o równie wielu znanych w miarę powszechnie nawet nie wspomnieli. Ja postaram się pomóc. Na sporej próbie prawie 100 egzemplarzy (mówiłem, że popularna moneta) zbadałem i policzyłem występowanie obu odmian. Wyniki tej kwerendy przedstawiam poniżej w tradycyjnym ujęciu.

Na początek rewers. Po analizie próby złożonej z prawie 100 egzemplarzy wniosek jest jeden, bez wątpienia możemy wyróżnić dwie jaskrawo widoczne odmiany rewersu. Punktem kontrolnym jest oczywiście data. W pierwszej odmianie data jest „normalna”, w drugiej zaś ostatni cyfra daty 8 została przebita na 9, tym samym pierwotne data wybitych monet 1788 zmieniła się na 1789.

REWERS 1 - > data normalna
REWERS 2 -> data przebita

A teraz przejdźmy do awersów. Nie wykryłem tu istotnych różnic w poszczególnych stemplach (w treści to będzie dokładnie wyjaśnione), zatem jestem zdania, że ten rocznik nie posiada odmian/wariantów awersu.

AWERS -> standardowy bez odmian i wariantów

Teraz, kiedy już wiemy, że w monecie 4 groszowej w roczniku 1789 wyróżnić możemy jedynie dwa rewersy - nie pozostaje nam nic innego jak określić ich popularność i wyznaczyć potencjalne nakłady i stopnie rzadkości. Tradycyjnie występujące warianty złożyłem w tabelki poniżej. 
REWERS/AWERS
AWERS
REWERS 1
WARIANT 1
REWERS 2
WARIANT 2

Przejdźmy teraz do wyników badania ilościowego. Wszystkie spośród przebadanych sztuk zostały przyporządkowane do poszczególnych odmian. Efekty, pokazuje poniższa tabelka.
REWERS/AWERS
AWERS
REWERS 1
92%
REWERS 2
8%

Nie mogło być inaczej, spośród przebadanych monet te z przebita datą są znacznie mniej popularne. Znając nakład rocznika, który wynosił 820 276 sztuk - możemy łatwo „z grubsza” oszacować ile zostało wybitych monet w poszczególnym wariancie. Kolejna tabela pokazuje szacowany nakład poszczególnych wariantów.
REWERS/AWERS
AWERS
REWERS 1
751 920
REWERS 2
68 356

Okazuje się, że ten mniej popularny wariant złotówki nie jest znowu aż taki unikalny. Ok. a teraz tradycyjnie przepuśćmy nasza złotówkę przez skalę rzadkości dla monet historycznych polski królewskiej Emeryka Hutten-Czapskiego. Odnieśmy skalę rzadkości do wyżej oszacowanego nakładu. Pamiętajmy jednocześnie o tym, że takie „badanie” rzadkości wyznacza nam tylko maksymalne poziomy, ponieważ co do zasady rzadkość powinna być szacowana do ilości monet wstępujących w naturze w danym czasie a nie do nakładu z mennicy. Poniże prezentuje finalne zestawienie.
REWERS/AWERS
AWERS
REWERS 1
brak
REWERS 2
R1

Wnioski są jasne. Ktoś może się oburzyć, że w najnowszym katalogu ten rocznik został określony, jako R. Ja mimo tego, że oceniam stopnie subiektywnie to jednak staram się zachować umiar. Rozsądek mi podpowiada, że jeżeli aktualnie na popularnych stronach internetowych, na których sprzedaje się monety jest właśnie wystawionych aż 9 sztuk tej złotówki do sprzedaży - to nie może mieć ona (mimo szczerej chęci) żadnego stopnia rzadkości, bo jest po prostu popularna i bardzo łatwo osiągalna. Oczywiście ilość nie znaczy, jakość. Warto, więc zbierać ten rocznik w miarę wysokim stanie zachowania, według mnie minimum II.

Poniżej opisuje oba warianty tradycyjnie stosując nomenklaturę z najnowszego katalogu monet SAP. Dla monet nienotowanych w używam kolejnego numeru z katalogu Parchimowicz/Brzeziński oraz znaku zapytania.

ROCZNIK 1789
1)      22.c – WARIANT 1 – > REWERS 1/AWERS
Awers: Głowa króla typ 4. Napis STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: Pięciopolowy herb pod koroną. Korona rozdziela napis otokowy 83 ½ EX MARCA (E.B. / 4 GR.) PURA COLON: 17-89. Herb rozdziela datę.


Nakład łączny rocznika = 820 276
Szacowany rozkład wariantu 1 w roczniku = 92% = 751 920 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = BRAK

2)      22.c1? – WARIANT 2 – > REWERS 2/AWERS
Awers: Głowa króla typ 4. Napis STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: Pięciopolowy herb pod koroną. Korona rozdziela napis otokowy 83 ½ EX MARCA (E.B. / 4 GR.) PURA COLON: 17-88/9. Herb rozdziela datę.


Nakład łączny rocznika = 820 276
Szacowany rozkład wariantu 2 w roczniku = 8% = 68 356 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R1 

Czy to wszystkie różnice, jakie dostrzegłem i to koniec historii na dziś ?

Otóż nie, zauważyłem drobne odmienności na awersie oraz wiele mniejszych różnic na rewersie. Te na awersie nazwałem nawet roboczo „czubek głowy króla celuje w G” i „czubek głowy króla celuje w kropkę”. W sumie jest to to samo ujęcie, jakie wcześniej wykorzystałem przy opisywaniu wariantów awersu talarów z 1788 roku. Różnic na rewersie jest znacznie więcej i dotyczą szczegółów korony, herbu pogoni oraz pozycji daty (a właściwie kropki po dacie) do napisów w otoku. Różnic jest tak wiele, że kończę nic niewnoszący opis i szczegółowo „pokazuje je i objaśniam” na zdjęciach poniżej.

Różnice w koronach
Różnice w herbie Pogoń.

Różnice w pozycji kropki po dacie do litery „M”

Nie udało mi się jednak znaleźć prostej reguły, która charakteryzuje występowanie tych róznic i ich wzajemna korelację. W sumie nie tak, udało mi się pewne rzeczy powiązać jak na przykład występowanie razem punc „pogoń z krótkim mieczem” + „korona z okrągłym kamieniem” + „ kropka celuje w środek litery M”, – ale jak dla mnie są one jednak trochę „grubymi nićmi szyte”. To znaczy, że nie potrafię w 100% wykluczyć ich występowania w innych układach. Stąd oceniam je, jako nieużyteczne do wyznaczenia kolejnych wariantów złotówki z 1789 roku.

Skąd u mnie taka zmiana, zapyta życzliwy czytelnik i dlaczego nie dążę za wszelka cenę do opisania kolejnych wariantów i wyznaczenia kilkunastu dodatkowych monet, jakie warto (wręcz, jakie powinno się) zbierać. Otóż, jeśli ktoś zadał sobie takie pytanie, to trafił w 10. Rzeczywiście jeszcze tydzień temu pewnie parłbym na to jak nie przymierzając nasz sztangista Adrian Zieliński nastawiony na złoty medal olimpijski za wszelka cenę. Jednak ja w porę zmieniłem zdanie i nie muszę ze wstydem wracać do Mroczy, w sumie …. to nie wybieram się do Mroczy w ogóle… J Bóg mnie strzegł i doprowadził do prawdy jak Naród Wybrany. Wyjaśni się też przy okazji tytuł dzisiejszego wpisu. Otóż, standardowo w wolnej chwili poszukując wiedzy o czasach SAP ze źródeł, które jeszcze te czasy pamięta lub ewentualnie zna je z przekazu kogoś żyjącego - gdzieś w zakamarkach interentu natknąłem się na pozycje, która rzuciła mi nowe światło i poukładała mi trochę w głowie oraz przewartościowała nieco mój pogląd na numizmatykę. Mam na myśli pozycje z XIX wieku, której autorem jest Walery Kostrzębski (1828-1899) a która nosi nośny tytuł „Błędne drogi w zbieraniu numizmatów polskich”. Przyznacie, że intrygujący tytuł J A treść, zapewniam, że wcale nie gorsza. Nie ze wszystkimi sądami Pana Walerego się zgadzam, ale żeby to wykazać to czuje się w obowiązku do zacytowania poniżej kilkunastu zdań, które najlepiej scharakteryzują XIX wieczne tezy autora (pisownia oryginalna).

„W niedalekiej przeszłości, bo jeszcze w początkach wieku tego kollekcyi numizmatycznych polskich, zbieranych według pewnego systemu naukowego, t.j. panowaniami, gatunkami i latami zaledwie dziesiątek naliczyćby można było1, gdy dziś takowych setki istnieją. Zamiłowanie więc wzrosło, a to w skutek prac ludzi światłych, którzy nie tylko wskazali system badania monet, lecz za razem przekonali, że moneta jest bardzo ważnym zabytkiem przeszłości, idącym w pomoc historyi. Tak jak urna swym kształtem, ornamentyką, oraz przedmiotami w niej zawartymi służy do wyjaśnienia kultury przedhistorycznej, tak i moneta z przeróżnymi znakami, figurami i napisami na niej wybitymi, odkrywa nie jedna stronę dziejów narodu danej chwili. Urna i moneta, jeśli nie dziś już to w niedalekiej przyszłości staną się czynnikiem fundamentalnym, na którym badacz dziejów pierwotnych wywody swe oprzeć zmuszony będzie. W takiem pojęciu ważności numizmatyki, zbieracz obecnie nie może poprzestać na gromadzeniu w swym zbiorze monet różniących się li tylko gatunkiem i epoka wybicia, lecz ścisłą zwracać musi uwagę na odmiany w stemplu, rozróżniające monetę jedną od drugiej, chociażby takowe były jednego gatunku i roku wybicia. W zbieraniu więc monet wzgląd mieć należy, na popiersia lub różne figury, na cyfry monarsze, na herby państwowe, monarchów, podskarbich i zarządców mennic, na znaki myncmistrzów, na przeróżne znaki i litery nie nalezące do napisów legendowych. Jeśli zaś moneta jest średniowieczną, to jeszcze nie należy pomijać próby srebra, jej wagi a i często średnicy. Tak przeprowadzone studia nad monetami, jeśli na razie nie doprowadzą do poważniejszych wniosków to zawsze znakomitymi będą przyczynkami do historyi mennic. W liczbie gorliwych zbieraczy są i tacy, którzy nie poprzestając na tych odmianach monet, o których wspomnieliśmy, posuwają amatorstwo aż do bezgranic, że się tak wyrażę. Umieszczają bowiem w swych zbiorach ich okazy (zaczynając osobliwie od Zygmunta I) różniące się między sobą skróceniami li tylko końcowych wyrazów legend, a także skróceniami w wyrazach środkowych, a nawet większą lub mniejsza ilością kropek lub ich zupełnym brakiem pomiędzy wyrazami skróconymi. W takim sposobie zbierania najpospolitsze, mające zwykle końcowy wyraz legendy mniej lub więcej skrócony POLONIAE po jednej stronie a LITVANIAE po drugiej, to jest wyrazy ośmioliterowe, mogą nastręczyć kombianacye zwane w algebrze waryancyami aż 8x8=64. Przyłączywszy do tego różne skrócenia wyrazów środkowych w legendach, ilość kropek lub brak takowych między tymi wyrazami, w końcu wszelkie pomyłki napisowe, to ilość tych odmian, a raczej waryacyj może być bez końca. Zachodzi teraz pytanie, jaka może być korzyść dla zbieracza, a jaka dla nauki w podobnem gromadzeniu monet? Dla zbieracza zapewne napełnienie szufladek niepotrzebnymi dubletami, przeciążenie pamięci błahostkami, którym sam potem odróżnić nie może, wkońcu zbytne wydatki na okazy bezkorzystne, gdy tymczasem mógłby przeznaczyć takowe na nabycie monet jakich mu brakuje, przez coby zbiór zyskał większą wartość naukową. Dla nauki podobny system zbierania nie tylko nie przynosi żadnej korzyści, lecz przeciwnie często prowadzi na manowce….  
Pochop do zbierania monet z uwględnieniem tym podobnych niby odmian, dały katalogi licytacyjne i handlarskie. W interesie bowiem zbytu, wydawcy takich katalogów nie szczędzą stopni rzadkości i inediutują wszelkie monety już to pomylone, już to odmienne w napisach skróconych, już w końcu dziwacznie wybite, w ogóle wszelkie błachostki, nie wytrzymujące najmniejszej krytyki naukowej, za które jednak wysoce płacić sobie każą…” 

W dalszej części autor wypowiada się, jako były urzędnik techniczny Mennicy warszawskiej i objaśnia tajniki wybijania monet oraz skąd biorą się błędy które teraz zbieramy jako odmiany/warianty. Co do zasady autor tej publikacji stara się udowodnić, że pracownik mennicy to tez tylko człowiek i pomylić się robiąc stempel czy bijąc monetę jest rzeczą ludzką, – więc proszę mi tutaj nie zbierać tych pomyłek, bo to dla nauki, jaka jest numizmatyka jest bezcelowe. Każdy, co do tego może mieć swoje zdanie – zapraszam do znalezienia w sieci i lektury tej pozycji (nie jest długa). Z jednym nie można się z autorem nie zgodzić – wszelka ilość odmian, wariantów i różnić (nie raz szukana trochę „na siłę”) powoduje nic innego jak tylko większą popularność, unikalność a przez to sprzedaż i biznes przedsiębiorstw zajmujących się zawodowo handlem numizmatami i katalogami. Handel to nic zdrożnego, ale warto się czasem zadumać nad tezami, jakie postawił autor w XIX wieku.

Biorąc pod uwagę powyższą publikację oraz prawie milionowy nakład złotówki trzeba nieco odmiennie potraktować dzisiejszą złotówkę. Moim zdaniem nie można dziś wskazać i wyznaczyć konkretnej liczby odmiennych stempli, jakie były użyte do wybicia takiej ilości monet. Będzie tego kilkadziesiąt sztuk. Idąc dalej stempel składa się z wielu drobnych elementów, które mogły zużywać się w różnym czasie i być płynnie naprawiane i wymieniane w trakcie bicia. Potencjalnie, więc taki możliwy galimatias i zamieszanie skłania mnie do zdania, że w popularnych rocznikach należy skupić się na różnicach, które są istotne, widoczne oraz jesteśmy pewni skali ich występowania. W tym przypadku nie uzyskałem takiej pewności i pozostawiam temat takim, jaki jest. Oczywiście nie składam broni i Wy również jej nie składajcie, – jeśli macie jakieś informacje pozwalające nakierować mnie na dobry trop nie wahajcie się napisać do mnie lub skomentować wpis. Kończąc, na dziś cieszy mnie fakt, że dzisiejszym wpisem uzupełniłem istotna i widoczną dziurę w opisie monet Stanisława Augusta Poniatowskiego. Podsumowując, ze swojej strony sugeruję ograniczyć ilość monet z tego rocznika do dwóch wyżej opisanych wariantów. Tradycyjnie dziękuje każdemu, kto doczytał ten tekst do końca J

We wpisie wykorzystałem zdjęcia z archiwum WCN oraz cytaty z książki „Błędne drogi w zbieraniu numizmatów polskich” ze zbirów biblioteki cyfrowej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

1 Przypis do cytatu: „Nie wchodzą tu w rachubę tak zwane zbiory woreczkowe. Niema prawie rodziny któraby nie zachowywała pewnej ilości monet dawnych, często nie znając nazwy ich monetarnej, a uważając je jako pamiątka przeszłości. Zbiorki takie przechowywają najczęściej w woreczkach, od czego swa nazwę otrzymały; jednakowoż są użyteczne, bo często w nich odnaleść można monetę dotąd nie znana lub bardzo rzadką”

niedziela, 21 sierpnia 2016

Jubileuszowe katalogi WCN – barwne opowieści z faktami w treści

Dziś proponuje temat leżący na pograniczu dwóch obszarów moich zainteresowań, mianowicie literatury numizmatycznej oraz aukcji monet. Wracam do tematu i pisze tekst, jaki zaplanowałem sobie napisać już sporo czasu wcześniej. Jednak jakoś nie mogłem się do tego zabrać mając wiele innych priorytetowych tematów nowych wpisów w zanadrzu. Wiem, że literatura to ważna część naszego hobby i mojego bloga. Sama w sobie jest nieodłącznym elementem każdego pasjonata i amatora monet. Każdy pewnie w większym lub mniejszym stopniu dysponuje swoją biblioteczką składająca się z pozycji, dzięki którym rozwija siebie i systematyzuje wiedzę, – bo przecież nie samym kolekcjonowaniem monet żyje człowiek.  Ja miałem szczęście spotkać się z dwoma pozycjami, które być może nie każdy od razy zdefiniuje, jako książki a co za tym idzie, jako wartościowa literatura. Wpis ten służy, więc temu, żeby pokazać jubileuszowe katalogi WCN w innym świetle i zachęcić do sięgnięcia po tą lekturę, bo naprawdę jest tego warta. Więc z takimi to uczuciami siadam, aby w końcu opisać te katalogi i wykreślić ten temat z listy „66 tematów do napisania na blogu”, jaką sobie wstępnie sporządziłem zanim zamieściłem tu swój pierwszy wpis. Grunt to mieć plan J

Jako człowiek nowoczesny, żyjący w XXI wieku nie jestem wielkim fanem katalogów aukcyjnych w formie papierowej. Co do zasady nie zbieram ich i nie kolekcjonuje. Jednak i tak mam ich kilkanaście. Są to z reguły egzemplarze, jakie otrzymałem gratis od organizatorów aukcji, jako zachęta do mojego ewentualnego udziału w licytacjach. Słowem – normalny marketing. Jestem za to miłośnikiem aukcji, jako takich, no i co za tym idzie również katalogów aukcyjnych w formach informatycznych. Katalogów, które traktuje, jako dane zapisane w plikach, na twardych dyskach komputerów, które zawsze są „pod ręką”, stanowią idealna bazę zdjęć i opisów monet i co najważniejsze, – które mogę sobie przywołać jednym kliknięciem komputerowej myszy, bo one grzecznie czekają w gotowości do użycia. Takie katalogi lubię najbardziej, zdigitalizowane. Pewnie to z wrodzonej wygody a może czasy są takie…. Wiem, że to trochę profanacja, bo „dawniej” katalog aukcyjny dla amatora numizmatyki był ważnym źródłem wiedzy, stąd traktowany był z należytą powagą. Dziś już jednak nie wiele zostało z tamtych minionych czasów. Informacja, choć z reguły powierzchowna za to jest bardzo dostępna.A teraz musze przeprosić za to, co napisałem powyżej. Są w tym wszystkim jednak wyjątki od reguły i pozycje warte swojej ceny. Istnieją, bowiem takie katalogi jubileuszowych aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, które tak naprawdę nimi nie są gdyż spełniają o wiele więcej funkcji niż tylko suche informowanie o kolejnych pozycjach na kolejnych aukcjach. Pierwsze, co je odróżnia to objętość. Są to najczęściej „grube knigi” i wyraźnie odróżniają się na półce od standardowych katalogów (tu mam na myśli katalogi WCN). Najważniejsze jednak różnice są dwie, jedna to idea a druga to autor. Idea, która przyświeca zaproponowaniu nam amatorom numizmatów, wzbogaconej formy uczestnictwa w wydarzeniu, jakim jest aukcja oraz zachęcenie wybitnych znawców tematu, żeby rzucili swoją „naukową robotę” i napisali katalog aukcyjny. Dwa razy w ostatnim czasie udało się zespołowi WCN wydać pozycje jubileuszowe. Do opisania mam zatem dwie znaczące pozycje literatury numizmatycznej. 

Idąc chronologicznie, pierwszą pozycją, jaką pragnę tu przywołać jest katalog wydany w Warszawie w 2012 roku z okazji jubileuszowej, 50 aukcji WCN. Pozycja nosi bardzo ciekawy tytuł główny: „Podobna jest moneta nasza do urodnej panny”. Po tytułem następuje rozwinięcie i dopełnienie, które przybrało formę: „Mała historia pieniądza polskiego, napisał Borys Paszkiewicz a zilustrowało i wydało, jako katalog swej 50 aukcji Warszawskie Centrum Numizmatyczne”. Tytuł w sumie sam w sobie opisuje już większość, czego możemy się spodziewać po tej pozycji – to będzie pozycja przekrojowa.  Zatem na tym etapie (wstępie) są dwie kwestie do poruszenia, po pierwsze etymologia tytułu głównego a po drugie osoba autora. Może najpierw, co znaczy ten intrygujący tytuł, jaka to nasza moneta jest podobna i do jakiej urodziwej panny? Już w pierwszym zdaniu wstępu autor wyjaśnia, co nie co, zatem nie będę pozował na znawcę tematu, tylko pozwolę sobie zacytować autora, który to pięknie formułuje. „Podobna jest moneta nasza do urodnej panny, macierzyńskim staraniem ułożonej i wykształconej… - te słowa Jan Długosz (1415-1480) włożył w usta swojego patrona, kardynała Zbigniewa z Oleśnicy (1389-1455), a możliwe, że pochodzą z rzeczywistej wypowiedzi tego kontrowersyjnego księcia Kościoła. Co prawda, uzasadniały wtedy one wezwanie – zawsze aktualne – do odpowiedzialnej polityki monetarnej, ale dziś kolekcjonerowi i badaczowi monet uświadamiają również, co innego – piękno dawnej monety, nawet tej, której przy wybiciu poskąpiono owej troskliwości, sprowadzonej do czystego znaku. Bo wszystkie one, miedziane, srebrne i złote, rzadkie i pospolite monety, towarzyszyły naszym przodkom w dobrych i złych chwilach, a dziś ich zbieranie odsłania przeszłość naszych narodów i wspólnego niegdyś państwa. Nierzadko otwiera takie rozdziały tej przeszłości, które słabo są oświetlone innymi źródłami. Kolekcjoner monet, otwierając katalog aukcyjny, wyrusza więc w podróż po dawnym świecie – częściowo dobrze znanym, ale czasem, zaskoczony, spotyka zupełnie nieoczekiwane, niezwykłe pejzaże….” I jak? Mądrego to i przyjemnie jest posłuchać, piękny wstęp, znakomitego autora do niezwykłej pozycji, która z katalogiem aukcyjnym jest tylko z nazwy. Gwarantowany wysoki poziom tej pozycji w głównej mierze zależy od autora. Pozwolicie, że teraz słówko na ten temat.

Prof.dr.hab. Borys Paszkiewicz jest profesorem Zakładu Archeologii Historycznej w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Autor jak sam zaznacza specjalizuje się w numizmatyce średniowiecznej i nowożytnej, ale zapoznając się z ogromnym dorobkiem publikacji naukowych, widać, że mimo mocnego osadzenia w średniowieczu - chętnie wychodzi w swoich publikacjach po za ramy swojej specjalizacji. Już samo zapoznanie się z lista pozycji, których Pan Borys jest autorem/współautorem jest lekturą historyczną. Proszę sobie wyobrazić (lub samemu sprawdzić link WYKAZ PUBLIKACJI ),że przez 40 lat od roku 1974 do roku 2014 – autor popełnił 757!!! publikacji. Tak, że samo wymienienie ich i wyliczenie, zajmuje 32 strony tekstu w PDF. Zatem mamy do czynienia z prawdziwym znawcą o niepodważalnej renomie i wiedzy. Namówienie go, zatem do napisania opisywanego katalogu jubileuszowej 50 aukcji jest moim zdaniem wielkim sukcesem zespołu WCN. Sukcesem, na który zapracowali przez lata budując swoja renomę oraz charakter bardziej mecenasów a nie pospolitych handlarzy (oby jak najdłużej). Wydaje mi się (patrząc na to obiektywnie z boku), że taki układ autor – mecenas jest czymś unikalnym, co warto pielęgnować i powielać w przyszłości. Kończąc akapit poświęcony autorowi, chce tylko podkreślić, że z szacunku dla autorytetu i osoby, nie będę starał się dalej opisywać i interpretować twórczości Pana profesora.  Każdy z nas, amatorów historii polski królewskiej ma zapewne swoje ulubione pozycje autora w swoich numizmatycznych biblioteczkach.

Wracając do samej książki. Pięknie wydana i oprawiona na 233 bogato ilustrowanych stronach opisuje barwnie i przystępnie całą historię polskiej monety. Książka ułożona chronologicznie, została podzielona jest na 3 główne rozdziały: Średniowiecze, Nowożytność oraz Wiek XIX i XX. Każdy z tych głównych tematów zawiera kilkanaście podrozdziałów, które opisują niezwykle ciekawie najważniejsze zagadnienia związane z danym okresem. Trzeba dodać, że delikatnie uwidacznia się „konik” autora, bowiem na okres średniowiecza przypada najwięcej opisanych tematów. Nie ma to jednak złego wpływu na całość pozycji, ponieważ na każdy z trzech głównych okresów jest poświęcona podobna ilość stron. Autor snuje swoją niezwykła opowieść, zmieniają się czasy, władcy i ilustrujące opowieść monety. Bardzo naturalnie na tym tle łączą się z treścią i komponują walory wystawione do sprzedaży na aukcji, które są tak nie nachalne wyeksponowane, że czasem zapominamy, że to katalog i zagłębiamy się w niezwykłą historię. Nie są to jednak żadne bajeczki dla grzecznych dzieci.  Mamy pozycje kompletną. Z jednej strony pozycja zawiera dużo wiedzy i informacji a z drugiej strony przyjazna narracja autora sprawia, że książka zaciekawia i wciąga czytelnika. Tym samym poleciłbym tę książkę każdemu lubownikowi monet, nawet osobom niezbyt doświadczonym, które chcielibyśmy zainteresować numizmatyką lub nawet samą „tylko” historią polski. Słowem – „pod choinkę” jak znalazł J

Jeśli chodzi o tematy związane z mennictwem Stanisława Augusta Poniatowskiego, to chociaż nie jest to główny temat książki to jednak mamy tu wiele smaczków, które mógłbym żywcem zerznąć i wkleić do swojego bloga J Nie, nie zrobię tego ale przysięgam, że będę częściej korzystał z jubileuszowych katalogów WCN konstruując swoje wpisy. Okres mennictwa SAP opisany jest po części w dwóch podrozdziałach okresu Nowożytności. W podrozdziale 8, zatytułowanym „Naylepszego Króla zbawienne intencye” (1748-1772), autor charakteryzuje mennictwo za czasów panowania Augusta III jednak nie brak w nim odniesień do następującym po nim okresie SAP. Szczególnie wiele informacji możemy tam znaleźć o sytuacji, jaką pozostawił „Naylepszy Król” swoim następcom, jest tam również opisany (muśnięty tylko) wątek pruskich fałszerstw z tego okresu. Podrozdział kończy szczegółowym opisem pierwszych lat mennictwa okresu SAP. Mamy tu tez kilkanaście opisów intersujących monet srebrnych oraz ich dobrych zdjęć. Dla mnie osobiście najważniejsze w tym podrozdziale był pokazanie fałszywej pruskiej złotówki z 1767 roku z aukcji WCN 43/521. W opisie zdjęcia tej monety autorzy umieści opis „przypuszczalne fałszerstwo pruskie”, ale pamiętam ile to w 2012 roku znaczyło dla mnie. Był to jeden ze znaków i przesłanek dla mnie żeby bliżej się tym tematem zainteresować. Drugi podrozdział książki obejmujący monety Stanisława Augusta Poniatowskiego nosi tytuł „Miedź przez swój ciężar przykrość wojskowym w marszach sprawuje” (1773-1806). Świetny tytuł i mimo że jako amatora srebrnych monet SAP może nie trafia mnie w „dziesiątkę” to intryguje na tyle, żeby się z tym tekstem zapoznać. Nie trzeba długo czekać, na stronie 163 mamy ładne zdjęcia talara z 1792 roku (auuuu jak bym chciał go mieć, ale mogę tylko zawyć i sobie pooglądać). Jest to jeden z najrzadszych roczników talarów SAP i cena wywoławcza 20.000 złotych dobrze o tym świadczy J. Pozostaje dla mnie tylko w strefie marzeń i rozważań w stylu: ”jak tu się wzbogacić jednocześnie gardząc chamstwem i złodziejstwem?”. Przyznacie, że trudna sprawa J Na razie nie mam na to odpowiedzi, ale jeszcze nad tym pracuje J. Dalej mamy dobre znajome z mojego bloga, mianowicie ładną złotówkę z 1790 roku oraz srebrne 10 groszy miedzianych z 1790 roku. Potem kolejne dwa talary – kiedyś, obiekt moich westchnień –talar targowicki z 1793 oraz ostatni talar SAP z 1795 roku. Na koniec złotówka z 1795 roku i 6 groszówka z 1794. A wszystkie te monety obejmuje misternie utkana sieć opowieści o czasach i mennictwie ostatniego króla. 

Znamienita i ważna jest sama końcówka pozycji, czyli ostatnia 230 strona. Jak widać autor tak ja (dopiero się staram się to robić) na blogu lubi jak doczyta się jego publikacje do końca J  Na wyżej wymienionej ostatniej stronie autor opisuje w kilku dosłownie zdaniach aktualne wyroby kolekcjonerskie. Daje tam wyraz swojego stosunku do tzw. monet kolekcjonerskich opatrzonych nominałami zupełnie oderwanymi od ceny, za jaką sprzedaje je NBP. Określa je, jako „serie handlowe”, które nie maja wiele wspólnego z numizmatyką, jaką zna i kocha. Jako aktualny członek TPZN (Towarzystwo Przeciwników Złomu Numizmatycznego, link do forum znajdziecie w zakładce linki) podpisuje się pod tym obiema rękami. Wisienką na torcie jest jednak finalne rozwinięcie sentencji użytej w tytule i objaśnienie, „co jej autor miał na myśli”. Nie powiem jak się to kończy i co tam jest napisane, zapraszam żeby każdy przekonał się o tym we własnym zakresie. Warto mieć tę pozycje w swojej bibliotece, – co starałem się powyżej udowodnić. Musze dodać na koniec, że pozycja przez ostatni rok była „praktycznie nie do zdobycia” jednak WCN dodrukował jakąś ilość i aktualnie jest na stanie w sklepie WCN. Boże, ja chyba naprawdę powinienem wystąpić o jakieś prowizje J Ech ci entuzjaści….

Nie chciałem pisać aż tyle, ale jakoś samo wyszło, więc bez zbędnych ceregieli zabieram się za drugą pozycje jubileuszową z tegorocznej aukcji. Ponownie mamy do czynienia z książką zrodzoną na podobnej do wyżej opisanej idei. Tym razem wspólnie będziemy czcić 25 rocznicę działalności Warszawskiego Centrum Numizmatycznego. Trzeba nam wiedzieć, że aukcja 65 była rzeczywiście jubileuszowa i nietypowa. Wystawiano na sprzedaż zaledwie 61 starannie wyselekcjonowanych numizmatów. Pierwszy raz spotkałem się z taka formą sprzedaży. W zamyśle zespołu WCN było to prawdopodobnie wydarzenie z cyklu „Numizmatyka przez duże N” dla osób/firm/sponsorów (niepotrzebne skreślić) dysponujących odpowiednią dużą porcją wolnej gotówki. Nie przeszkadza to jednak zapoznać się nam ze szczególnym katalogiem tej aukcji, który jest dostępny dla każdego za symboliczną jak na nasze hobby kwotę. Ok. a teraz do rzeczy. Katalog jubileuszowej aukcji nr 65 nosi tytuł „Piękno monety polskiej” a dalej następuje rozwinięcie: „Opowieść o władcach, artystach i symbolach”. Autorem tej publikacji jest dr.Witold Garbaczewski.

Na początek oddajmy głos autorowi, który tak w słowie wstępnym charakteryzuje swoja publikacje: „Piękno monety polskiej – tytuł w zasadzie banalny. Jednak im bardziej próbowałem znaleźć jakaś oryginalniejszą formę, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że „pierwsza myśl najlepsza”. Bo tytuł ten zawiera w sobie wszystko, co w niniejszej publikacji chciałem zawrzeć. Piękno – zarówno zewnętrzne, przejawiające się mistrzostwem wykonania stempla, jak i wewnętrzne, czyli treść – nieraz bardzo głęboką, – jaka kryje się w mało interesującej z pozoru kompozycji. Moneta z kolei rozumiana jest tutaj w szerszym sensie, nie tylko jak wykonany najczęściej ze złota, srebra czy miedzi krążek, ale również, jako pieniądz papierowy, przy czym podejście takie wydaje się historycznie uzasadnione, bo przecież „monetą narodowa polską” nazywane były bilety skarbowe Rządu Narodowego w okresie Powstania Styczniowego. Główną osia narracji są tutaj obiekty oferowane jubileuszowej aukcji warszawskiego centrum Numizmatycznego (dobrane do nich zostały subiektywnie, co ciekawsze monety i banknoty, które pojawiły się w ofercie tej firmy w 25-letnim okresie jej istnienia). Stąd reprezentowane są tu również medale, co jednak zwiększa tylko jak sadzę, wartość publikacji, gdyż medale, jak wiadomo, z monetami niejednokrotnie ściśle się wiążą, czy to osoba wykonującego stemple artysty, czy tez specyficzna ikonografią. W książce takiej jak ta ich obecność jest, zatem w pełni usprawiedliwiona, chociaż ograniczenia objętościowe i czasowe warunkujące jej powstanie sprawiły, że medalierstwo zostało tu omówione bardzo skrótowo.” I co, zachęcająco to brzmi, no nie? 

Teraz nastąpi krótka cześć poświęcona autorowi tej publikacji. Autor dr.Witold Garbaczewski jak sam przyznaje (nie ma się przecież, czego wstydzić J) jest wykształconym historykiem sztuki, który od 20 lat pracuje, jako numizmatyk. Fajna praca nie ma, co tylko pozazdrościć J. Autor jest kuratorem Gabinetu Numizmatycznego Muzeum Narodowego w Poznaniu. Szukając w sieci więcej informacji na temat autora natknąłem się na liczne publikacje, w tym wiele bardzo intersujących o mennicy w bydgoskiej oraz historii tego miasta. Dopiero później dotarło do mnie, że prawdopodobnie Pan Witold tak jak ja jest z Bydgoszczy!  Zatem ziomal. To, co w trakcie moich poszukiwań wydarzyło się później to już historia z pogranicza SF. Zaciekawiła mnie ta Bydgoszcz i pociągnąłem wątek odnajdując zdjęcie autora. Sięgnąłem jednocześnie do zakamarków swojej pamięci i przypominałem sobie, że 25 lat temu usamodzielniając się i opuszczając ukochane bydgoskie Osiedle Leśne znałem chłopaka z długimi włosami, który nazywał się dokładnie tak jak autor. Znałem to mało, ja mieszkałem z nim w jednej klatce wieżowca J. Od razu przypomniał mi się z rozrzewnieniem okres szkoły, gitar, młodzieńczego buntu i …tanich win (mniam mniam J, człowiek to miał kiedyś gust). Ten temat wymaga jeszcze pogłębienia, ale może się okazać, że autor jest osobą, którą znałem, z którą straciłem kontakt ćwierć wieku temu. Od tego czasu przeprowadzałem się jeszcze z 10 razy, więc trudno jest pielęgnować korzenie i znajomości, ale sami przyznacie, że to ciekawa historia. Coś jak w telenoweli, kiedy leciwy Leonsjo dowiaduje się przypadkiem, że jego zona jest babcią jego matki?  brrrr (poleciałem za daleko J). Wracając po raz kolejny do naszego autora. Nie ważne czy mnie zna, czy nie – ważne jest to, że mamy tu do czynienia z kolejnym autorytetem numizmatyki polskiej. Gwarantuje to odpowiedni poziom pozycji a jeśli dodamy do tego skłonność do licznych dygresji, (co widać w cytowanym przez mnie wstępie) obiecuję kolejną ciekawą wyprawę w czasy dano minione, które tak kochamy.

Cóż więcej można dodać. Słowem kolejny uznany autorytet pozyskany do współpracy z WCN. Współpracy z owoców, której korzysta całe środowisko miłośników numizmatyki polskiej. Książka tak samo jak poprzednia wydana jest bardzo starannie, zawiera 211 stron bogato ilustrowanych zdjęciami monet. I to nie tylko zdjęciami 61 sztuk oferowanych na tej jubileuszowej aukcji, ale tak jak powyżej napisał autor – zdjęciami wielu pięknych monet oferowanych na aukcjach w 25-leciu WCN. Autor we wstępie stwierdza, że książka była pomyślana, jako swoista druga część (dosłownie: druga kwatera w dyptyku) wcześniej opisanej publikacji Borysa Paszkiewicza. Mimo wielu podobieństw różni się jednak sposobem spojrzenia autora i tematami, na jakie obaj autorzy położyli swoje akcenty. Tym samym nie wystarczy mieć w bibliotece tylko jedną z opisanych przez nie pozycji. Dopiero dwie obok siebie tworzą spójna całość, takie jest moje zdanie i tego się będę trzymał.  Z czego zatem składa się ta publikacja. Otóż podobnie jak poprzednia, została podzielona na trzy sporych rozmiarów rozdziały. Rozdziały poprzedzone skromnym wstępem nazwanym „Numizmatyka i sztuka, czyli wprowadzenie”. Pierwszy rozdział to „Średniowiecze, czyli romanizm i gotyk”, drugi „Nowożytność, czyli od renesansu do klasycyzmu” a ostatni trzeci: „Wiek XIX i XX, czyli od stylu empirie do współczesnych eksperymentów artystycznych”. I co, już po tytułach na pierwszy rzut oka widać, czym się różnią oba opisane katalogi. Mimo analogii w opisywanych okresach (historia polski, jaka jest każdy widzi), to w tym katalogu mamy wizje historyka sztuki, który poszukuje numizmatycznych smaczków w analogiach do opisywanych okresów w sztuce, artystach i charakterystycznych dla nich numizmatach. Znajdziemy w tej publikacji wiele nowych i interesujących informacji o korelacji pomiędzy okresem, w którym monety były wytwarzane a otoczeniem i ludźmi, którzy je tworzyli. Takie spojrzenie było dla mnie nowością i mogę napisać, że nowością niezmiernie ciekawą i zajmującą. Po lekturze tej pozycji miałem wiele refleksji i trochę inaczej spojrzałem na monety. Już nie jak kolejne numery w katalogu, ale swoiste dzieła sztuki świadczące o epoce, której były częścią.

Ok., teraz sprawdźmy, co autor miał do powiedzenia amatorom okresu SAP i czy dowiemy się czegoś nowego o mennictwie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Na stronie 133 autor zaczyna opowieść o interesującym nas okresie. Bardzo szczegółowo jak na historyka sztuki przystało koncentruje się na charakterystyce portretów królewskich, określając styl przedstawienia ostatniego króla, jako „według zasad klasycystycznego puryzmu” i opisując, co odróżnia go od wcześniejszych barokowych form wyrazu. Wszystko to charakteryzuje na podstawie dobrze nam znanego talara z 1788 roku opisanego na moim blogu. Trzeba powiedzieć, że pomimo częstego ślęczenia i porównywania detali w celu szukania odmienności w stemplach monet, nigdy aż tak detalicznie nie zastanawiałem się nad tym i czytając opis autora nie jedna klapka w moim umyśle, nie jeden trybik zaskoczył na swoje miejsce. Jak mogliśmy przewidzieć autor oprócz monet skupia się także na czasach i ludziach – w tym przypadku na medalierach, artystach, których myśl i umiejętność przekazana została na stemple. Drugą srebrną monetą, której styl został dokładnie scharakteryzowany w książce jest talar targowicki 1793 rok. Talar, który w rzeczy samej był jedyną srebrną monetą SAP sprzedawaną podczas tej aukcji. Można, więc stwierdzić, że tu autor jakby „z obowiązku” zajął się tym walorem, jednak zrobił to mistrzowsko i ze smakiem wyjaśnił niuanse i kruczki wyróżniające tą, trzeba przyznać specyficzną formę talara. Sam talar w stanie I wystawiony został za 20.000 złotych, trzeba przyznać, że piękna sztuka. Podsumowując, okres mennictwa SAP opisany został na 10 stronach. Może nie jest to wiele, ale przecież obiektywnie trzeba stwierdzić, że to pozycja jest przekrojowa i poświęcona jest całości numizmatyki polskiej. Zakładam że autor spokojnie mógłby napisać odrebna publikacje poświęcona tylko numizmatyce okresu SAP, sami przyznacie że materiału na takie działo nasz ostatni król i mennictwo podczas jego panowania pozostawiła aż nadto.

Na koniec autor opisuje (więcej i bardziej przychylnie) monety kolekcjonerskie i obiegowe z okresu PRL i aktualne. Nie ocenia samej idei zbierania monet kolekcjonerskich, ale koncentruje się głównie na walorach artystycznych szukając trendów w bieżącym medalierstwie krajowym. Nie jest to moja bajka, ale i tak zapoznanie się z tym materiałem pozwala wyrobić sobie zdanie na temat.

Podsumowując oba katalogi podkreślę jeszcze raz, to, co przewijało się przez większość powyższego tekstu - to nie są katalogi aukcyjne. To są wartościowe książki, które moim zdaniem powinny zajmować swoje miejsce w biblioteczce numizmatycznej amatorów mennictwa polski królewskiej. I to dosłownie, bo nawet taki zdeklarowany amator SAP jak ja, który temat monet polski królewskiej traktuje wybiórczo i sztywno (przypomnę: tylko srebrne monety koronne SAP) znajduje w nich ogromny potencjał i liczne pokłady wiedzy na tematy, o których albo wcześniej nie wiedziałem albo moja wiedza była marna jak występ naszych pływaków na olimpiadzie. Katalogi jubileuszowe Warszawskiego Centrum Numizmatycznego są warte każdej minuty czasu poświęconego na ich przeczytanie oraz każdej złotówki wydanej na ich zakup. To prawdziwe perełki, dla których monety są ważną ilustracją opisywanych dziejów a same pozycje aukcyjne pełnią jedynie rolę drugoplanowego tła do opowiadanej historii. Serdecznie polecam te pozycje zarówno doświadczonym i świadomym miłośnikom numizmatów jak, i poczatkującym amatorom tej dziedziny sztuki. Nie ma to jak od razu uczyć się na dobrych wzorcach. To tyle, pozdrawiam i dziękuje każdemu, kto doczytał do końca J

We wpisie wykorzystałem zdjęcia książek z mojej prywatnej biblioteczki. Wpis nie stanowi reklamy (na mojej stronie nie ma reklam), napisany został wyłacznie z pasji i skierowany jest generalnie do osób dysponujących rozumem i wolną wolą J


wtorek, 16 sierpnia 2016

Grosz srebrny 1774 – nowożytny "srebrnik"

Dziś zapraszam na inauguracyjny wpis o nominale srebrnej monety Stanisława Augusta Poniatowskiego, jakiej jeszcze nie miałem okazji opisywać na tym blogu. Mianowicie rzecz się będzie miała o groszu srebrnym zwanym inaczej srebrnikiem. Grosz SAP to jedna z moich ulubionych monet i to, że nie opisałem jej wcześniej wynika tylko z tego, że miałem dotychczas inne priorytetowe tematy. Niezmiernie i niezmiennie podoba mi się jak zaprojektowano te monety. Z jednej strony prosty układ na bazie kwadratu a z drugiej ozdobna, rokokowa czcionka, jaką wykonano królewskie inicjały SAR (Stanisław August Rex) daje naprawdę niesamowity efekt. Z resztą zapewne każdy amator monet z tego okresu ma swoje (dobre) zdanie o tym nominale.

Na pierwszy ogień zdecydowałem się opisać rocznik 1774. Są oczywiście bogatsze pod względem ilości odmian i wariantów roczniki groszy. Jednak do czasu zakończenia serii wpisów o pruskich fałszerstwach zdecydowałem się, że nie zajmuje się na blogu rocznikami z początkowych lat okresu panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ok. a teraz, dlaczego akurat ten rocznik? Są trzy główne powody. Po pierwsze mam jeden egzemplarz monety z tego roku i bardzo ją lubię J Po drugie, mamy tu do czynienia z nakładem, który tworzy nam realne szanse na znalezienie nieopisanych wariantów. Trzeba od razu dodać, że najnowszy katalog Parchimowicz/Brzeziński wiele nam tu nie pomoże, bo niestety nie wyróżnia żadnego wariantu grosza z tego roku. Trzecim argumentem „ZA” jest to, że mennictwo SAP w burzliwych latach Konfederacji Barskiej, I rozbioru Polski a w następstwie ogromnego kryzysu państwa - jest trochę „niszowe”. Stąd monety z tego dziesięciolecia (lata 1770-1780) są przeważnie rzadkie, ciekawe i bardzo poszukiwane. Jak widać miałem dostatecznie wiele powodów, nic tylko pisać… i to tyle, jeśli chodzi o moje intencje.

Zanim zaczniemy pisać o naszej monecie, tradycyjnie kilka zdań o historii nominału i jego roli w polskim systemie monetarnym. Nie będą to żadne naukowe odkrycia a raczej popularna wiedza, którą warto przytoczyć w pierwszym wpisie o tym nominale. Grosz z języka łacińskiego grossus, znaczy duży/gruby. Ma to znaczenie, ponieważ na swoim początku grosz pomyślany był, jako stosunkowo duża, gruba (i ciężka) moneta srebrna o znacznej wartości. Nominał ten miał zaspokoić zapotrzebowanie na monety o wartości kilkunastu denarów, które były wtedy podstawowym walorem. Większe transakcje przeprowadzane w denarach były kłopotliwe, stąd pomysł na nową bitą monetę ze srebra. Grosz został wprowadzony w XII wieku w Italii a potem rozprzestrzeniał się po Europie i tak w XIII wieku dotarł do Czech. Pierwszym władcą, którego grosze obiegały na naszym terytorium były grosze praskie Wacława II, który wybijał grosze od roku 1300 o wadze 3,7 grama o próbie 15 – zawierały „średnio” 3,5 grama srebra.. Problem, jaki miał ten nominał niemal od początku swojego powstania był generalnie jeden. Bicie ich nie było tak dochodowe dla jak wytwarzanie denarów i w ciągu wieków szukano stale możliwości i powodów żeby „psuć” tę monetę. Zmieniano próbę srebra, obniżano wagę, zmniejszano rozmiary itd. Dla przykładu, zanim jeszcze grosz dotarł do Polski to już stracił na wartości i wadze porównując do pierwszej emisji Wacława II. Grosze wybijane w Czechach przez kolejnych władców były gorsze od swojego pierwowzoru i zawierały już nieznacznie mniej kruszcu. Tak, więc za króla Karola IV, który wybijał grosze praskie od 1360 roku, monety miały próbę XII i ważyły 3,40 grama - co przekładało się na zawartość srebra około 2,75 grama. Na tym przykładzie widać, jak przez 60 lat bracia Czesi „popsuli” swojego grosza. Jest jednak i pozytywna informacja, grosz praski był bardzo popularny, chętnie go przyjmowano i w rozliczeniach często posługiwano się nim albo jego wielokrotnością, czyli „kopa groszy” (60 sztuk). Tak, więc na bazie tej „sławy” i Polsce zdecydowano się na reformy systemu monetarnego. Król Kazimierz Wielki, jako nasz pierwszy władca wybił w 1367 roku grosza w kraju, a dokładniej w Krakowie. Grosz krakowski był wybijany w próbie około XIII, czyli zawierał około 2,75 grama srebra w monecie o wadze „średnio” 3,2 grama. Zatem grosze krakowski były nieco lżejsze od praskich Wacława IV, ale zawierały podobna ilość kruszcu, przez co przez społeczeństwo były traktowane na równi. Jaka była realna wartość grosza, otóż, jako ciekawostka Tadeusz Kałkowski w dziele „Tysiąc Lat monety Polskiej” przytacza przykłady cen z tego okresu. Stad możemy wyczytać, że na 1 grosza w 1389 roku wyceniono danie podczas obiadu królewskiego, a mianowicie … kurę J Spora cena, więc nie dziwi, że w Polsce w tym okresie większą popularność uzyskiwały jednak nieco mniejsze nominały a już najbardziej półgrosze. Od czasu swojego debiutu srebrne grosze w Polsce były wybijane przez wielu władców, jednak już na stałe utrzymywał się trend pogarszania jego wartości i zaniżania próby. Zatrzymajmy się na chwilę i sprawdźmy jak idzie „psucie” naszym władcom. Za Zygmunta Augusta w 1544 roku nasz grosz posiadał już tylko próbę VI, co przekładało się na zaledwie 0,78 grama czystego srebra przy wadze całej monety około 2,06 grama. Przez niecałe 200 lat grosz stracił około 4 krotnie. Od tego czasu wykonano jeszcze kilka reform systemu monetarnego w Polsce. W czasy nowożytnie grosz wszedł już, jako najmniejsza srebrna moneta obiegowa. W wówczas obowiązującym systemie monetarnym był wart był 1/30 złotego lub 3 szelągi (miedziane) lub 18 denarów (miedzianych). Największa zmiana dokonała się w czasach saskich. W systemie saskim, który bezpośrednio poprzedzał okres panowanie króla Stanisława Augusta, srebrny grosz został zdegradowany do II ligi monet obiegowych. Podzielił tym samym los szeląga, (który wcześniej też ze srebra zmienił się w miedź) i stał się obok niego kolejną monetą zdawkową wykonaną z miedzi. I tak płynnie dochodzimy do losu tego nominału w czasach SAP.

Reforma monetarna była jednym z głównych zadań do wykonania przez nowego władcę. Zmiany były znaczne a ich rolę i sposób wprowadzenia oraz temat ponownego otwarcia mennic w kraju opisze kiedyś w osobnym artykule. Dziś skoncentruje się tylko na samym groszu. Otóż do grosza miedzianego, który został „w spadku” po czasach saskich dołączył ponownie grosz srebrny zwany potocznie „srebrnikiem” lub ćwierć złotkiem. Opisuje to doskonale role tego nominału w nowym systemie. Srebrnik, – bo grosz wybity ze srebra (w odróżnieniu od grosza miedzianego) – dodatkowo ładnie się kojarzył chrześcijanom i żydom - tak przecież w starożytnych czasach nazywała się żydowska moneta. Jeśli ktoś nie zna przypowieści o Judaszowych srebrnikach… zapraszam do studiowania pisma świętego, nawet tam znajdziemy numizmatyczne smaczki J. A „ćwierć złotek”, bo jego wartość wynosiła ¼ ówczesnej złotówki. Grosz srebrny stał się jedna z podstawowych miar monetarnych i wyższe nominały srebrne były jego wielokrotnością. Mówimy potocznie „półzłotek”, „złotówka” lub „dwa złote”, ale na monetach jest umieszczony nominał wyrażony w groszach (odpowiednio 2, 4 lub 8 groszy). Uniwersał z 10 lutego 1766 głosił, że odtąd wprowadza się grosz srebrny i będzie to najmniejsza moneta wybijana z tego kruszcu. Poniżej tabela przedstawiająca pierwszy system monetarny w czasach SAP, obowiązujący również w 1774 roku.

SYSTEM MONETARNY SAP od 1766






MONETA
WARTOŚĆ W ZŁOTYCH POLSKICH
METAL
WAGA MONETY (gram)
PRÓBA METALU
WAGA METALU (gram)
WAGA RESZTY STOPU (gram)
ILOŚĆ MONET WYBITYCH Z GRZYWNY KOLOŃSKIEJ
DUKAT
16,75
ZŁOTO
3,49
0,983
3,43
0,06
68,18
TALAR
8
SREBRO
28,07
0,833
23,38
4,69
10
PÓŁTALAR
4
SREBRO
14,03
0,833
11,69
2,34
20
DWUZŁOTÓWKA (8 GROSZY)
2
SREBRO
9,35
0,624
5,83
3,52
40
ZŁOTÓWKA (4 GROSZE)
1
SREBRO
5,4
0,541
2,92
2,48
80
PÓŁZŁOTEK (2 GROSZE)
0,5
SREBRO
3,34
0,437
1,46
1,88
160
SREBRNIK (1 GROSZ)
0,25
SREBRO
1,99
0,367
0,73
1,26
320
TROJAK
0,1
MIEDŹ
11,69
1,000
11,69
0,00
40
GROSZ
0,033
MIEDŹ
3,89
1,000
3,89
0,00
120
PÓŁGROSZ
0,0156
MIEDŹ
1,95
1,000
1,95
0,00
240
SZELĄG
0,0111
MIEDŹ
1,3
1,000
1,30
0,00
360

Zatem srebrny grosz jak w podrzędnej grze komputerowej, uzyskał „drugie życie”. Jednak jak to grach bywa, życie jest tylko forma przejściową i kiedyś musi nastąpić „game over”. Nasz srebrnik wybijany był tylko przez 15 lat w latach 1766 – 1782, z krótką przerwą w latach 1769-1771 w których nie wybito ani sztuki tej monety. Skąd ta przerwa i krótki żywot? Otóż jak zwykle „kasa misiu, kasa”, czyli po pierwsze mieliśmy „tradycyjne” problemy w mennicy z dostępem do materiału na produkcje monet ze srebra. Ale drugim, ważniejszym powodem było to, że grosz pomyślany w takiej formie (waga 1,9853 gram, próba srebra 0,367, zawartość srebra 0,73 gram) był monetą zbyt wartościową, czyli produkowanie jej stawało się coraz droższe w porównaniu do wartości, jaką wówczas stanowiła na rynku. Jeśli pisałem kiedyś wcześniej, że mennica w Warszawie pomimo ogromnych jak na te czasy obrotów nie przynosiła zysku netto, to właśnie dzięki takim monetom jak nasz srebrnik. Mennica reagowała tak, jeśli nie trzeba było bić to nie biła wcale i tak powstały lata bez groszy. Naszedł jednak czas, że strata na wytwarzaniu tego nominału stała się już tak dotkliwa, że definitywnie rocznik 1782 był ostatnim, w jakim wybito ten nominał.

Nasz dzisiejszym bohater, to grosz srebrny z rocznika 1774, czyli z okresu, w którym nakłady monet mennicy warszawskiej były najmniejsze. Poniżej tabelaryczne ujęcie charakterystyki tej monety.

GROSZ SREBRNY      (SREBRNIK)
NAKŁAD MONETY (sztuk)
METAL
WAGA MONETY (gram)
PRÓBA SREBRA
WAGA SREBRA (gram)
WAGA RESZTY STOPU (gram)
ILOŚĆ MONET WYBITYCH Z GRZYWNY KOLOŃSKIEJ
ROCZNIK 1774
74 545
SREBRO
3,34
0,437
1,46
1,88
160
AWERS
KWADRAT Z WPISANYMI UKORONOWANYMI INICJAŁAMI KRÓLEWSKIMI "SAR"
REWERS
W KWADRACIE: 320 EX MARCA PURA COL. 1774.(znaczy - 320 sztuk z czystej grzywny Kolońskiej w roku 1774)
NAD KWADRATEM WERS Z NOMINAŁEM: 1.GR. (znaczy - 1 GROSZ)
Z PRAWEJ STRONY KWADRATU WERS: R.POL. (znaczy - KRÓL POLSKI)
Z LEWEJ STRONY WERS KOLEJNYMI Z TYTUŁAMI KRÓLA: M.D.L. (znaczy - Wielki Ksiaże Litewski)
POD KWADRATEM WERS Z INICJAŁAMI ZARZADCY MENNICY: A.P. (znaczy - ANTONI PARTENSTEIN)

Przejdźmy do wyróżnienia i opisania wariantów stempli monety z rocznika 1774. Najsampierw znów wspomnę moje podstawowe źródło: w najnowszym katalogu autorstwa Parchimowicza i Brzezińskiego „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” na stronie 159 wyróżniony został tylko 1 wariant. Autorzy nie dostrzegli żadnych istotnych różnic lub po prostu nie mieli na to czasu lub też nie przyglądali się wystarczająco dokładnie. Ok., mamy, zatem „białą kartkę”, która możemy zapisać.  Rocznik 1774 jak już wyżej wspominałem nie jest popularny, monet do badania nie udało mi się uzyskać zbyt wiele. Jednakże poszukując intensywnie w przeróżnych źródłach i bazach danych znalazłem ich kilkanaście i w efekcie nasza próba złożona jest z 14 sztuk. Na podstawie tej próby będę przeprowadzał dalsze analizy. Badając dostępne monety potwierdziłem istnienie 3 wariantów kolekcjonerskich grosza z tego roku. O ile sami przyznacie, że różnice stempli rewersu są wyraźne i dostrzegalne „bez problemu” o tyle z awersem miałem problem. W tym miejscu muszę napisać, że bez pomocy w postaci informacji od Rafała Janke raczej nie dostrzegłbym tej różnicy. Wiele lat obcowania z mennictwem SAP i wyuczone oko naprawdę przydają się w tej dyscyplinie. Sami zobaczycie doczytując wpis do końca. Jak zwykle w dalszej części oprę się na sprawdzonym modelu. W następnych zdaniach poniżej, opisze każdy ze znanych mi wariantów, pokaże różnice pomiędzy nimi oraz oszacuje nakład dla wariantu i jego stopień rzadkości.

Na pierwszy ogień weźmy do analizy rewers monety. Po przeglądnięciu próby złożonej z 14 sztuk srebrników bez wątpienia możemy wyróżnić, co najmniej 2 odmienne stemple rewersu. Punktem kontrolnym, dzięki któremu łatwo możemy odróżnimy poszczególne stemple jest najniższy wers monety z inicjałami zarządcy mennicy, czyli nasze „A.P.”. Zwróćmy uwagę, że mamy dwie możliwości, które oznaczają nic innego jak dwa odmienne stemple rewersu. W pierwszym stemplu: kropki po literach „A” i „P” są umieszczone w jednej linii (nisko) z podstawą liter (pierwsza cecha) oraz szerokość napisu „A.P” jest większa (druga cecha). W drugim stemplu sytuacja jest odwrotna. Kropki po literach „A” i „P” są umieszczone wyżej i jest to cecha rewersu widoczna już na 1 rzut oka. Dodatkowo sam napis „A.P” jest węższy niż w pierwszym przypadku. Jednak tę drugą cechę możemy stwierdzić, jeśli mamy dwie różne monety do porównania. Podsumujmy, zatem nasze rewersy.
REWERS 1 - > a) kropki po A.P. nisko; b) napis A.P. szeroki
REWERS 2 -> a) kropki po A.P. wysoko; b) napis A.P. wąski

 A teraz przejdźmy do awersów. Tak jak napisałem wyżej, kluczowa różnica jest jedna i jej dostrzeżenie za pierwszym razem wymaga pomocy (pisze o sobie J). Tu naszą cechą odróżniającą dwa stemple jest struktura wewnątrz korony. W pierwszym stemplu mamy wnętrze korony skośnie karbowane natomiast w drugim naturalne, bez żadnego wypełnienia. Ciekawe, kto z Was tak jak ja, bez tej „małej podpowiedzi” nie byłby nawet świadomy występowania tej drobnej różnicy J. Wypiszmy zaobserwowane warianty awersu.
AWERS 1 -> Wnętrze korony skośnie karbowane
AWERS 2 -> Wnętrze korony puste, bez wypełnienia
Teraz, kiedy już wiemy, że w roczniku 1774 srebrnego grosza wyróżnić możemy po dwa rewersy i dwa awersy - nie pozostaje nam nic innego jak ustalić ich wzajemne występowanie, co dam nam ilość wariantów monety do zebrania. Dzięki temu, że REWERS 1 nie występuje (przynajmniej ja nie znalazłem ani sztuki) z AWERSEM 2, to według moich ustaleń mamy tylko 3 warianty srebrnika. Tradycyjnie występujące warianty złożyłem poniżej w tabelkę.

REWERS/AWERS
AWERS 1
AWERS 2
REWERS 1
WARIANT 1

REWERS 2
WARIANT 2
WARIANT 3

Przejdźmy teraz do wyników badania ilościowego. Wszystkie spośród 14 przebadanych sztuk zostały przyporządkowane do poszczególnych odmian. Efekty, pokazuje poniższa tabelka.

REWERS/AWERS
AWERS 1
AWERS 2
REWERS 1
14%

REWERS 2
21%
64%

Widać, że spośród przebadanych monet największą grupę stanowiły te w Wariancie 3 charakteryzujące się posiadaniem AWERSU 2 z pustą koroną. Znając nakład rocznika, który wynosił 74 545 sztuk - możemy łatwo „z grubsza” oszacować ile zostało wybitych monet w poszczególnym wariancie. Kolejna tabela pokazuje szacowany nakład poszczególnych wariantów

REWERS/AWERS
AWERS 1
AWERS 2
REWERS 1
10 649

REWERS 2
15 974
47 922

Najbardziej popularny wariant srebrnika szacuję na prawie 50 tysięcy egzemplarzy a te rzadsze na około 10-15 tysięcy. Teraz czas na tradycyjne retoryczne pytanie: ile z nich dotrwało do naszych czasów?. Zapewne niezbyt wiele patrząc po raz kolejny na tym blogu na małą ilość monet dostępnych do badania oraz niską częstotliwość występowania tych monet w sprzedaży. Trafił nam się zatem kolejny trudnodostępny rocznik i jasne jest, że żeby zebrać wszystkie trzy warianty trzeba będzie poświęcić trochę czasu. Ale kolekcjonowanie monet to nie jest jeszcze dyscyplina olimpijska i sprintów się w niej nie rozgrywa J (temat dopingu w sporcie z grzeczności przemilczę). Ok. a teraz tradycyjnie potraktujmy naszego srebrnika skalą rzadkości dla monet historycznych polski królewskiej Emeryka Hutten-Czapskiego. Odnieśmy skalę rzadkości do wyżej oszacowanego nakładu. Pamiętajmy jednocześnie o tym, że takie „badanie” rzadkości wyznacza nam tylko maksymalne poziomy, ponieważ co do zasady rzadkość powinna być szacowana do ilości monet wstępujących w naturze w danym czasie a nie do nakładu z mennicy. Poniże prezentuje finalne zestawienie.

REWERS/AWERS
AWERS 1
AWERS 2
REWERS 1
R3

REWERS 2
R2
R1

Tak, więc odnosząc się do skali oraz do efektów moich obserwacji, subiektywnie oceniam rzadkość poszczególnych wariantów.  Jak widać każdy z nich jest stosunkowo trudno dostępny a skala trudności zwiększa się wraz ze zmniejszeniem numeru wariantu.
Poniżej opisuje każdy wariant z osobna, stosując nomenklaturę z najnowszego katalogu monet SAP. Srebrne grosze z 1774 roku w katalogu opisane są, jako odmiana 15.f. Dla monet nienotowanych w używam jak zwykle kolejnego numeru oraz znaku zapytania

ROCZNIK 1774

1) 15.f1? – WARIANT 1 – > REWERS 1/AWERS 1
Awers: ukoronowane inicjały królewskie SAR wpisane w kwadrat
Rewers: napis w 5 wersach wpisany w kwadrat 320/EX/MARCA/PURA.COL./1774.; nad kwadratem 1.GR.; z prawej strony kwadratu R.POL.; z lewej strony M.D.L; pod kwadratem A.P.
Nakład łączny rocznika = 74 545
Szacowany rozkład wariantu 1 w roczniku = 14,3% = 10 649 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R3

2) 15.f2? – WARIANT 2 – > REWERS 2/AWERS 1
Awers: ukoronowane inicjały królewskie SAR wpisane w kwadrat
Rewers: napis w 5 wersach wpisany w kwadrat 320/EX/MARCA/PURA.COL./1774.; nad kwadratem 1.GR.; z prawej strony kwadratu R.POL.; z lewej strony M.D.L; pod kwadratem A.P.
Nakład łączny rocznika = 74 545
Szacowany rozkład wariantu 2 w roczniku = 21,4% = 15 974 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R2

3) 15.f – WARIANT 3 – > REWERS 2/AWERS 2 (opisany w katalogu)
Awers: ukoronowane inicjały królewskie SAR wpisane w kwadrat
Rewers: napis w 5 wersach wpisany w kwadrat 320/EX/MARCA/PURA.COL./1774.; nad kwadratem 1.GR.; z prawej strony kwadratu R.POL.; z lewej strony M.D.L; pod kwadratem A.P.
Nakład łączny rocznika = 74 545
Szacowany rozkład wariantu 3 w roczniku = 64,3% = 47 922 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R1

To tyle na temat pierwszego srebrnika na moim blogu. Kurczy się powoli lista nieopisanych przez mnie nominałów. Na swój pierwszy wpis czekają jeszcze niezwykle ciekawe i efektowne półtalary oraz szalenie interesujące 6 groszówki z okresu Insurekcji Kościuszkowskiej. Jednak nie wszystko naraz i zapewne przyjdzie jeszcze na to czas… Kończąc ten wakacyjny wpis dziękuję każdemu, kto podjął wyzwanie i doczytał aż do tego momentu J

We wpisie wykorzystałem zdjęcia monet z archiwum WCN, archiwum Allegro oraz ze strony MyViMu.com. W napisaniu artykułu pomogły mi także informacje przekazane przez Pana Rafała Janke.